piątek, 7 czerwca 2013

It's war

Wróciłem do reszty chłopaków, starając się zapomnieć to, co przed chwilą usłyszałem. Nie było to najłatwiejsze zadanie, ponieważ twoje słowa idealnie wiedziały, w którą część mojego mózgu wpaść, aby mnie jak najbardziej skrzywdzić. Nie wiem, czy chciałeś mnie wtedy naprawdę zranić. Szczerze w to wątpię. Raczej miałeś nadzieję, że w końcu to pojmę i opamiętam się. Szkoda że zrozumiałem to dopiero rok później. 

- Donghae, znowu doprowadziłeś naszą główną gwiazdę do płaczu.. Nie powinieneś go dzisiaj denerwować, jutro jego wielki debiut!
Przegryzłem mocno wargę, słysząc słowa oficera. Przez chwilę zastanawiałem się czy jakoś mu nie odpysknąć, ale szybko z tego zrezygnowałem. Czemu? Pewnie ze strachu. Mimo wszystko przerażenie wciąż miało nade mną władzę. Nawet jeśli chciałem cię bronić i pokazać każdemu, jak bliski mi jesteś, nic nie mogłem zrobić. Byłem słaby. Wciąż jestem.
Kiedy następnego dnia się obudziłem, czułem dziwny niepokój. Na początku pomyślałem, że to z powodu nowego miejsca, ale po chwili to usprawiedliwienie straciło sens. Podniosłem się powoli i rozejrzałem. Byłem sam. Wszystkie łóżka idealnie zasłane stały puste. Przeciągnąłem dłonią po twarzy i cicho przekląłem. Nie rozumiałem, o co chodzi. Do pewnego momentu oczywiście.
- O nie! – krzyknąłem, zrywając się z łóżka i biegnąc jak najszybciej w stronę pokoju, gdzie spał oficer. Nie marnowałem czasu na pukanie, po prostu wpadłem tam, próbując wyrównać oddech.
- O, Donghae. Stało się coś? – zapytał, posyłając mi jeden ze swoich firmowych obleśnych uśmiechów. Przecież doskonale wiedział, co się stało.
- Hyukjae.. On..
- Od trzech godzin Hyukjae jest w stolicy. Spotkał się już z profesorem. Wszystko przebiega zgodnie z planem. Jakieś pytania?
Kolana się pode mną ugięły. Hyukjae już wyjechał. Nie ma go. Wyjechał i może nie wrócić. Nie mogłem się z nim pożegnać. Nie mogłem go przeprosić. Nic nie mogłem.
Twarz oficera przestała być wyraźna przez łzy. Nie rozumiałem. Dlaczego nikt mnie nie obudził? Dlaczego ty wyjechałeś bez słowa? Dlaczego to nie ja cię odwoziłem na miejsce? Jestem w końcu zastępcą oficera. To powinno być moje zadanie. Więc dlaczego?
- Donghae, chcesz się dowiedzieć szczegółów to idź do Kibum’a, ja wyjeżdżam do Seulu. Zostawiam ci wszystko. Dasz sobie radę, prawda? – powiedział, wymijając mnie w drzwiach i lekko klepiąc mnie po plecach. Tak jakby miałoby mi to przynieść ulgę, stary debilu.
Do kolacji czas spędziłem siedząc w gabinecie oficera. Starałem się nie myśleć o tym wszystkim. Zająłem się dokładnym czytaniem dokumentów, które dotyczyły naszej misji. Chciałem być dobrze przygotowany, skoro zostałem tutaj sam. Musiałem jakoś to wszystko ogarnąć, w końcu miałem pod opieką już nie tylko siebie ale cały oddział.
Kiedy wyszedłem coś zjeść, wszyscy siedzieli i rozkoszowali się jedzeniem. Usiadłem na miejscu oficera i wszyscy zamilkli, spoglądając na mnie nieco zdezorientowali. Odchrząknąłem krótko, aby nabrać pewności w głosie.
- Oficer musiał wrócić do Seulu, więc jesteśmy tutaj sami. Obdarzył nas ogromnym zaufaniem, nie zepsujmy tego, dobrze? Wykonujecie moje rozkazy bez sekundy zastanowienia czy sprzeciwu i do końca misji wszystko będzie w porządku. Jakieś pytania? – powiedziałem, przyglądając się twarzom moich kolegów z oddziału. Jedno mogłem z nich wyczytać na pewno – nie byli oni tak szczęśliwi jak w pierwszym dniu.
- Skoro pytań brak, to dziękuję za uwagę. – dodałem po chwili i wstałem od stołu. Ruszyłem powolnym krokiem w stronę gabinetu. Musiałem jeszcze raz przeczytać o szczegółach.
- Em.. Donghae?
Odwróciłem się i uśmiechnąłem lekko, widząc Kibum’a. Oficer mówił, że on zna szczegóły. A z dokumentów wynikało, że to właśnie on odwiózł Hyukjae.
- Hyukjae.. Kiedy Hyukjae wysiadał, kazał ci to przekazać. – prawie wyszeptał, wyciągając rękę w moją stronę. Zabrałem od niego list i uniosłem brew. Więc jednak się ze mną pożegnałeś.
- Dziękuję. – powiedziałem i prawie biegiem ruszyłem do gabinetu. Zamknąłem drzwi na klucz, oddychając ciężko. Ponownie zasiadłem za biurkiem, kładąc list na blacie. Nie robiłem nic innego. Po prostu przez parę a może parędziesiąt minut patrzyłem. Próbowałem spojrzeniem przebić się przez błękitną kopertę. Próbowałem wygrać konkurs na spojrzenia z kawałkiem papieru. Jakże żałosne. Ale prawda jest taka, że czekałem na jakiś impuls. Jakieś gwałtowne uczucie, które powiedziałoby mi, że naprawdę chcę to przeczytać i jestem gotowy zmierzyć się z tym, co jest tam napisane. Bałem się. Naprawdę. Mój oddech był szybszy niż po treningach, słyszałem własną krew w skroniach i mogę przysiąc, że temperatura w pokoju spadła na tyle, że widziałem parę uciekającą z moich ust przy każdym wydechu.
- Donghae, jesteś żałosny. Naprawdę żałosny. – wyszeptałem, kręcąc głową z wrednym uśmieszkiem. Moja głupota już zaczynała być dla mnie męcząca.

Minął tydzień. Od trzech dni nie mieliśmy kontaktu z oficerem. Zupełnie jakby zapadł się pod ziemię. Nic z tego nie rozumiałem. Byłem w rozsypce, ale mimo wszystko musiałem się trzymać. Chociaż w godzinach w których byłem z chłopakami. Oni nie mogli widzieć, że coś jest nie w porządku. Wiedziałem, że byli już wystarczająco przerażeni. Wciąż nie przeczytałem listu. Wciąż się bałem, że jest tam napisane coś, po czym się już nie podniosę. A musiałem zostać silny. Nie dla siebie, ale żeby wyprowadzić tych wszystkich ludzi stąd cało. To było moje zadanie. I uparcie sobie powtarzałem, że jest ono ważniejsze od moich uczuć.
Udawałem przez kolejne dwa dni. Ostre i bezlitosne zimno przez długie, bezsenne noce wciąż osłabiało chłopaków. Nie mogłem na to patrzeć. Nie trenowaliśmy, nie spotykaliśmy się przy posiłkach, nawet nie rozmawialiśmy. Połowa oddziału przebywała w łóżkach. Nie mieli siły nawet się podnieść. Widziałem, jak szczęście i życie ucieka z ich oczu. Widziałem, jak zmieniają się ich twarze. I nie mogłem sobie tego wybaczyć. I nie mogłem przestać myśleć, o tym co dzieje się w tej chwili z tobą. 

Następnego ranka to się stało. Już z daleka usłyszałem nadjeżdżający samochód. Wybiegłem przed budynek i czekałem, ściskając broń w dłoniach. Wtedy pierwszy raz od kilkunastu miesięcy czułem coś pozytywnego. Nadzieja wypełniła całe moje ciało, a ja tylko rozkoszowałem się tym ciepłym odczuciem. Prawie zapomniałem, jak to jest.
Samochód zatrzymał się na placu. Od razu wybiegł z niego oficer, krzycząc coś niezrozumiałego dla moich uszu. Bo to nie na niego czekałem. Skupiłem wzrok na drzwiach, czekając, aż ty wysiądziesz. Ale nic takiego się nie stało. Minuta, dwie, trzy i nic oprócz krzyków oficera. Całe ciepło, które jeszcze przed chwilą wypełniało mnie po brzegi zniknęło. Nie mogłem w to uwierzyć. Nie chciałem w to uwierzyć. Pierwsza kropla popłynęła po moim policzku, kiedy postać mojego przełożonego zasłoniła mi pojazd.
- Czyś ty powariował?! Spójrz, jak oni wyglądają! Jeszcze parę dni i wszyscy by umarli! Lee Donghae! Prawie zabiłeś cały oddział! – nie słuchałem go, co prawda słyszałem, ale jego słowa nie docierały do mnie. – Lee Donghae! Zabiję cię, rozumiesz?!
Uśmiechnąłem się pod nosem. Właściwie śmierć to był dosyć jasny i pozytywny scenariusz. Byłbym wdzięczny, gdybym nie musiał dalej żyć.
- Lee Donghae! – po tych słowach poczułem pięść oficera na swojej żuchwie. Śmieszne, że kiedy spojrzałem na niego, wyglądał jakby włożył w ten cios dużo siły, a ja ledwie go poczułem.
- Przykro mi. – powiedziałem cicho, wcale nie mając tego na myśli.
- Przykro?! Czy ty uważasz, że to jest zabawne?! Misja mogła się nie powieść, mogli was wszystkich wystrzelać jak muchy, a tobie jest przykro?! Nie bądź śmieszny.
Obróciłem się, spoglądając na chłopaków. Naprawdę wyglądali strasznie. Było mi strasznie wstyd, w końcu byłem za nich odpowiedzialny, a ja zawaliłem. Zawiodłem ciebie, oficera, chłopaków i samego siebie.
- Przepraszam. Naprawdę przepraszam, ale ja nie wiedziałem..
- Wystarczy. – oficer przerwał mi i zmienił wyraz twarzy. Powiedziałbym, że wyglądał prawie jakby był smutny. – Musisz coś wiedzieć. Nie byłem w Seulu, byłem tutaj cały czas w stolicy z Hyukjae i..
- Co z nim?! – wykrzyknąłem, ściskając w rękach koszulę oficera. Nie przejmowałem się zdziwionymi spojrzeniami chłopaków.
- W trakcie próby wywiezienia profesora niestety.. Donghae, on poświęcił się dla kraju. To zaszczyt. Dzięki niemu mogliśmy wykonać misję.
Patrzyłem na oficera, słyszałem jego słowa, czułem nawet zimny wiatr, który ranił moje policzki przez mokre ślady po łzach, ale nie wierzyłem, że to jest rzeczywistość. Nie mogłeś umrzeć. Nie tak. Nie teraz. Nie beze mnie. Nie. Nigdy.
Pokiwałem głową, puszczając koszulę oficera. Dłonią sięgnąłem do kieszeni, sprawdzając, czy jest tam list. Rozejrzałem się dookoła. Kibum płakał, naprawdę płakał ciężko. Płakał tak bardzo, jak sam teraz chciałem, ale nie mogłem. Coś trzymało to wszystko we mnie.
- Więc profesor żyje? – zapytałem, sam zdziwiony jak stabilny jest mój głos.
- Tak, jest w samochodzie. Panowie, wyjeżdżamy. Teraz.
Kilku chłopaków przebiegło obok mnie, lekko potrącając moją beznadziejnie żałosną osobę. A ja po prostu tam stałem.  Nie zwracałem na to uwagi. Czułem się trochę, jakby wszystko było zwolnionym filmem, a ja byłem tylko widzem. Nie byłem zaangażowany emocjonalnie w tę tragedię. Jakby ona nie dotyczyła mnie. A przecież to była nieprawda. Chciałem to przeżywać. Zazwyczaj kiedy tracisz kogoś bliskiego, powinieneś cierpieć, prawda? Więc dlaczego ja nie odczuwałem żadnego bólu? Sam siebie dołowałem tą  myślą. Może miałeś rację. Może wszyscy mieli rację. Być może zamieniłem się w półczłowieka pozbawionego uczuć, który tylko wykonuje rozkazy.
- Donghae? – podniosłem wzrok i zobaczyłem Siwon’a, który obejmował Kibum’a, chyba starając się go jakoś uspokoić, bo ten wciąż strasznie płakał. – Kibum chciał coś ci powiedzieć.. Kibum? – spojrzałem wyczekująco na niskiego chłopaka. W końcu jego szloch trochę się uspokoił i on również wreszcie patrzył na mnie.
- Donghae, oficer.. On cię okłamał.. Hyukjae.. On żyje.. Zabrali go, ale żyje.
I znowu byłem zawiedziony swoją reakcją. Nie czułem nic. Dlaczego nie byłem szczęśliwy?! Dlaczego nie mogłem poczuć nagłego wzrostu nadziei i chęci na natychmiastowe odbicie cię? Nie wiem, nie rozumiałem tego wtedy, teraz myślę, że byłem po prostu już zbyt zmęczony. Mój umysł i ciało nie przetwarzały już informacji w prawidłowy sposób. Mimo wszystko, uśmiechnąłem się lekko, kładąc dłoń na ramieniu Kibum’a.
- W porządku, Kibum. Pogodziłem się już z jego śmiercią, nie musisz mnie w ten sposób pocieszać. – starałem się, aby mój głos brzmiał naprawdę naturalnie, ale było to niezmiernie trudne, czując przeszywające spojrzenie Siwon’a. – Wskakujcie do autokaru. Szybko. – wycedziłem przez zęby po dłuższej chwili, nie mogąc już znieść tego intensywnego wzroku. Odwróciłem się szybko i ruszyłem w stronę oficera na sztywnych nogach. Dopiero teraz poczułem, jak bardzo obolałe i przemarznięte jest moje ciało. I wcale mi to nie przeszkadzało. Polubiłem ten chłód swojej osoby. Pogodziłem się z tą nową wersją Donghae.
- Kutas. – to było wszystko, co usłyszałem zanim wsiadłem do autokaru i zająłem miejsce na samym tyle. Wiem, że powiedział to Siwon i zdaje sobie sprawę, że miał rację.

Ruszyliśmy. Przez pierwszą godzinę jedyne co dało się usłyszeć to słaby płacz Kibum’a. Zaczęło mnie to nawet irytować. W końcu nie był z tobą nawet blisko.. Ja byłem. Ja powinienem płakać. A jednak trzymałem się twardo. Tak jakby twoja śmierć nawet mnie nie ruszyła.
Nie mogąc dłużej wytrzymać dźwięku szlochania, postanowiłem się przespać. Szukałem w miarę wygodnej pozycji, kiedy coś wypadło z mojej kieszeni. Podniosłem z podłogi błękitną kopertę, która była wciąż szczelnie zaklejona. Zapomniałem o niej. Zapomniałem, a przecież na tej kartce są zapisane twoje ostatnie słowa do mnie. Dlaczego pozwoliłem mojemu umysłowi zapomnieć coś tak ważnego?
- Kurwa.. – syknąłem pod nosem, powoli rozklejając kopertę. Niby zwykły klej i papier, ale rozdzierało się to gorzej niż wszystko znane mi na tym świecie. Moje dłonie zaczęły się niemiłosiernie trząść, nie ułatwiając mi tym zadania. W końcu się udało. Wziąłem kilka głębokich wdechów i przełknąłem głośno ślinę. Bałem się. Strasznie się bałem tego, co mogę tam przeczytać.
- Donghae kurwa, weź się w garść. – powiedziałem sam do siebie, co prawda z marnym skutkiem, bo nie uspokoiłem się ani trochę. Ale nie mogłem już dłużej tego przedłużać. Lepiej mieć to już za sobą.
Rozłożyłem kartkę i przeczytałem cały list, który nie okazał się zbyt długi. Przeczytałem go i jęknąłem na tyle żałośnie i boleśnie, że wszyscy na mnie spojrzeli. Musiałem zabrzmieć, jakbym umierał. Ale dużo się nie pomylili. Moje serce umarło. Moja twarda kamienna twarz została zniszczona w przeciągu sekundy przez kilka prostych słów. Zacząłem płakać jak dziecko, zupełnie nie przejmując się wszystkimi spojrzeniami i szeptami. Nie mogłem uwierzyć, mimo, że cały czas powtarzałem sobie treść listu.


Przepraszam. Naprawdę przepraszam, że musiało się tak stać.

___________________________________________________________________

Okej.. Muszę się Wam do czegoś przyznać. Mianowicie - szczerze nienawidzę tego rozdziału.
A siebie nienawidzę jeszcze bardziej, że to napisałam.
Tak, lubię się znęcać nad postaciami.
Tak, lubię jak historia jest pomieszana i nie ma sensu.
Naprawdę.
Ale to nie jest jedyny powód dla którego się nienawidzę.
Pozostaje jeszcze to, jaki mam zryw do publikowania czegokolwiek.
Niestety, życie za chuja nie chce być łatwe i systematycznie jebie mnie w dupę.
Ostatnie 2 tygodnie spędziłam na uroczym oddziale szpitalnym, podpięta do tylu kroplówek, robiąc tyle badań i biorąc tyle leków, że równie dobrze mogę być już lekarzem.
Tak myślę.
Muszę skończyć narzekać, wiem o tym.
No dobrze. Rozdział X jest skończony, jednak jest na drugim dysku zewnętrznym, który chwilowo przebywa u mojego ojca, ale powinnam go już mieć w czwartek.
Także myślę, że do końca przyszłego tygodnia damy radę.
I będzie koniec It's war.
Kocham <3

Pytanie na koniec: Wierzycie oficerowi czy może Kibum'owi? Hyukjae żyje czy został zastrzelony? 


4 komentarze:

  1. Moje uczucia... Tak bardzo kocham to EunHae, nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo. Zresztą wielbię wszystko, co wychodzi spod Twej ręki, już o tym wiesz.
    Teraz już sama nie wiem. W poprzednim było "jesteś" zmienione na "byłeś" w stosunku do Hyukjae, więc możliwe, że albo zginął albo już nigdy się nie spotkają. Ok moja dedukcja jest kiepska.
    Nie mogę już się doczekać na kolejny rozdział, mam też nadzieję, że także z Twoim zdrowiem będzie lepiej<3~

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże.. W życiu tyle nie wypłakałam ile po tym ._. <3
    Tak bardzo Cię wielbie i tak bardzo nie lubie xD Niech oni będą szczęśliwi razem za życia xD *O*
    Ale i tak boskie <3 Czekam na następny rozdział *o*

    OdpowiedzUsuń
  3. No faktycznie się znęcasz nad postaciami, nade mną przy okazji też... Dlaczego tak bardzo to smutne TT DONGHAE OBUDŹ SIĘ, TY CYBORGU CZY KIM TAM SIĘ STAŁEŚ </3
    Nienawidzę tego oficera, Hae, dobrze go określiłeś, stary debil.
    HYUKJAE ŻYJE. Wierzę Kibumowi, oczywiście. Musi żyć. Ja bardzo lubię szczęśliwe zakończenia, będę optymistką, Hyukjae żyje!
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, bardzo ciekawa dalszego rozwoju historii.
    Pozdrawiam i życzę zdrowia, uważaj na siebie! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Z góry chcę przeprosić, że piszę tylko komentarz pod "ostatnim" rozdziałem, mimo przeczytania całości.

    Przeczytałam już wiele opowiadań/FF o EunHae i z czystym sumieniem mogę ci powiedzieć, że twój jest najlepszy.
    Twój styl pisania jest niesamowicie porywający i nie pozwala na przerwanie w połowie bo wciąż chce się więcej i więcej. To jak ukazujesz emocje, głębię jak się kryje w ich uczuciach, to wszystko czuć, sprawiając, że przeżywałam to wszystko razem z chłopcami, płacząc, śmiejąc się i rozpadając na kawałeczki z żalu..
    Mimo iż w większości FF, Hae jako strona dominująca mi przeszkadzał, tak u ciebie nawet przez chwilę nie miałam takiego odczucia.
    Naprawdę pokochałam tego FF całym sercem i zalicza się do moich ulubieńców, bezsprzecznie.
    Dziękuję ci za stworzenie tak pięknej, mimo, że smutnej historii o moim ulubionym paringu i o kochanej Małpeczce i Rybce.
    Z niecierpliwością czekam na ostatni rozdział i mam nadzieję, że wyjaśnisz w nim wszystko, bo niewyjaśnione zakończenia są cholernie frustrujące ;)

    OdpowiedzUsuń