wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział I

- A teraz Kim Jongin, nasz „złoty chłopiec”! - krzyknął starszy mężczyzna z niewielkiego podwyższenia ustawionego na idealnie zielonej i przystrzyżonej z perfekcją pedanta trawie. Kiedy tylko odpowiednia osoba podniosła się i ruszyła w stronę podestu, wszędzie rozległy się oklaski, krzyki, a nawet piski odważniejszych dziewczyn. Wszyscy kochali Kim Jongin'a. Ale dlaczego miałoby to kogokolwiek dziwić? Urodzony w dobrym, bogatym domu, z nienagannymi manierami, zawsze pomocny dla wszystkich. Do tego wysportowany, mądry i żeby tego było mało – nieziemsko przystojny. 
Kiedy szedł swoim powolnym, wyluzowanym krokiem, wszystkie oczy były wpatrzone w niego. Nie lubił tego. Oczywiście, nigdy o tym nikomu nie mówił, ale był zmęczony ciągłymi pochwałami. Zmęczony tym, że biorą go za jakiegoś małego boga, którym nie był i nigdy nie będzie. Wszyscy mieli o nim złe pojęcie. Brali go za „złotego chłopca”, podczas gdy on sam wciąż czuł, że robi za mało. Koło samo się nakręcało, bo kiedy tylko starał się bardziej, ludzie wciąż go chwalili. Jak gdyby pomoc innym była naprawdę jakimś wyczynem. Sam tego nie rozumiał, ale cieszył się. Cieszył się, że to już koniec jego męczarni z tymi ludźmi.
Wspiął się z niewiarygodną gracją na podest i posłał wszystkim idealny uśmiech. Promienie słońca, które odbijały się od jego karmelowej cery, wyrwały kilka westchnień z gardeł dziewcząt.
- Dziękuję za wszystko, czego tutaj się nauczyłem. Zapamiętam wiele lekcji do końca życia, ale.. wydaje mi się, że czas dorosnąć, prawda? - powiedział, posyłając jeszcze szerszy uśmiech i szybko opuścił podest po krótkim uścisku dłoni z dyrektorem.

****

- KIM JONGIN! NA DÓŁ! NATYCHMIAST!
Ciemnowłosy chłopak tylko westchnął i włożył słuchawki do uszu, włączając randomową piosenkę z listy. Nie miał ochoty na to. Oczywiście, wiedział, że prędzej czy później będzie musiał odbyć tę rozmowę, ale czy naprawdę nie mogło to być później?
Nie minęła minuta, a usłyszał głośne kroki na schodach. „A więc przyjdzie ojciec” pomyślał i w tej samej chwili do jego pokoju wpadł lekko siwy, ale wciąż przystojny mężczyzna.
- Nie słyszałeś?! Matka cię wołała!
Ponownie westchnął. Wyjął powoli słuchawki z uszu, starając się przedłużyć tę czynność, jak tylko mógł.
- Słyszałem. - odpowiedział i już czuł, jak na jego ustach pojawia się mały uśmieszek.
- I?!
- Wiedziałem, że prędzej czy później sam przyjdziesz.
- Co się z tobą dzieje?! Myślisz, że jesteś taki dorosły, bo skończyłeś liceum?! Dorosły będziesz, kiedy skończysz studia! Kiedy nauczysz się zarabiać własne pieniądze! Kiedy opuścisz mój dom! Kiedy..
- Tato. - przerwał mu, dopiero teraz spoglądając starszemu mężczyźnie w oczy. - Posłuchaj mnie przez chwilę. Nie chcę iść na studia. Nie chcę również twoich pieniędzy. Jedyne czego chcę to pomagać innym. Naprawdę pomagać. Wysyłanie co miesiąc czeków na fundacje charytatywne się dla mnie nie liczą. Chcę być komuś potrzebny.
- Gadasz bzdury! Pójdziesz na studia! I przejmiesz firmę po mnie! - pan Kim krzyczał.
Młodszy chłopak zacisnął tylko pięści na te słowa. Nie chciał dać się sprowokować do kłótni. Nie chciał, żeby jego matka musiała tego słuchać.
- Ty dalej nic nie rozumiesz? Więc powiem ci. Pieniądze to nie wszystko i zrozum to wreszcie. Jeśli nie popierasz mojej decyzji, rozumiem to. Ale nie zmuszaj mnie do życia jak ty. Możesz mnie wyrzucić z domu, to i tak nic nie zmieni.
- I do końca życia chcesz uganiać się za świrusami?!
Jongin odchrząknął. Tego było już za wiele. Nie mógł już spokojnie siedzieć. Zaczynała go przerastać głupota jego własnego ojca.
- Nie świrusami a chorymi. Oni są chorzy, wiesz? I też wymagają opieki i ja zamierzam im pomagać. - wyrzucił przez zaciśnięte zęby i wstał z krzesła. Ruszył w stronę swojego ojca, patrząc mu prosto w oczy.
- Będę im pomagał. - wyszeptał prawie prosto do ucha mężczyzny i ominął go, wkładając z powrotem słuchawki do uszu. Słyszał przekleństwa krzyczane w jego stronę, kiedy schodził po schodach. Czuł, jak każde wyzwisko rani go delikatnie. Naprawdę pragnął, żeby jego ojciec zrozumiał, żeby odpuścił i pozwolił mu żyć po swojemu. 
Mijając swoją matkę w kuchni, czuł na sobie jej smutne spojrzenie. To zraniło go jeszcze bardziej. Wiedział, że w głębi duszy kobieta popiera jego decyzje, bo sama ma bardzo dobre serca. Tak dobre i łagodne, że nie pozwala jej sprzeciwić się niczemu, co mówi jej bezduszny mąż. Wciąż wierzyła, że pan Kim jest dobry, tylko zagubił się w wielkich pieniądzach i korporacjach. Jongin już w to nie wierzył. Jongin był pewien, że jego ojciec przetargował swoje serce za majątek. Wyszedł z domu i nabrał czyste powietrze w płuca. Ruszył przed siebie, dopiero teraz włączając muzykę. Muzyka go uspokajała, dodawała otuchy, a kiedy wsłuchiwał się w teksty, słyszał tam obietnicę na lepsze jutro.
Nie zwracał uwagi na to, gdzie idzie. Szedł po prostu przed siebie, rozmyślając o tym, czy na pewno rozsądnie postępuje. Przed chwilą był pewien, że tak, ale co jeśli ojciec ma rację? Kochał pomagać, ale czy to wystarczy. Przecież kiedyś będzie musiał wykarmić rodzinę, płacić rachunki. Rodzinna firma zagwarantowałaby mu wygodny żywot. Pomaganie innym, jak pan Kim zwykł mówić, jest „nieopłacalne”.

****

Następnego ranka ciemnowłosego obudził dźwięk budzika. Szybko wyciągnął rękę, uderzając w elektroniczny zegarek. Przeciągnął się leniwie, uśmiechając lekko. Wyleciał z łóżka jak skowronek, szybko odsłaniając zasłony. Poranne, chłodne promienie słońca, uderzyły w jego twarz. Chłopak zmrużył oczy, ale uśmiech tylko się powiększył. To dzisiaj. Dzisiaj zacznie pomagać innym na skalę, która rzeczywiście się liczy.

****

Wszedł do wielkiego budynku, okazując swój identyfikator ochroniarzowi. Wielka stalowa brama dopiero teraz zaczęła się zamykać, wydając przy tym dźwięki, które spowodowały u niego gęsią skórkę na całym ciele. A może to ogólna atmosfera miejsca, w którym się znalazł. Zanim przekroczył stare, szare ogrodzenie czuł promienie słońca, słyszał śmiechy dzieci w drodze do szkoły, ale nagle – to wszystko zniknęło. Uczucie beznadziejności i braku nadziei zawładnęło jego umysłem, ale mimo to wymusił uśmiech na swojej twarzy.
- Głupie złudzenie. powiedział cicho do siebie i stanął przed kolejnym ochroniarzem. Postąpił tak samo, pokazał mu swój identyfikator na co przypakowany mężczyzna tylko kiwnął głową. Stróż bezpieczeństwa dokładnie przeszukał jego plecak oraz jego samego. Nie należało to do naprzyjemniejszych przeżyć dla chłopaka, ale wciąz powtarzał sobie w myślach, że jest na lotnisku. Po dokładnej kontroli podszedł do pielęgniarki za długim białym biurkiem.
- Dzień dobry. Nazywam się Kim Jongin.. Dzisiaj zaczynam staż jako pielęgniarz. - powiedział, ale nie rozpoznał własnego głosu. Brzmiał nienaturalnie głośno i warcząco. Prawie nieludzko.
Kobieta spojrzała na niego, uśmiechając się, jednak jej oczy nie wyraziły radości i pozostały puste.
- W samą porę, właśnie zaczynamy śniadanie. Proszę, ta karta otwiera wszystkie drzwi, pamiętaj, żeby sprawdzić czy je za sobą zamykasz. Przebierz się i.. Powodzenia, nie daj się przestraszyć już pierwszego dnia. - odpowiedziała ani na chwilę nie zmieniając wyrazu twarzy. Chłopak tylko kiwnął głową i ruszył w stronę drzwi odpisanych jako „szatnia dla pracowników”.
Pokój był cały wymalowany na biało. Nawet podłoga była biała, co stwarzało dziwny nastrój w połączeniu z rzędami czarnych szafek. Jongin po raz kolejny poczuł, jak jego ciałem wstrząsa dreszcz.
- Przestań. Dasz radę. To jest to, co chciałeś robić. - uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze, zapinając ostatnie guziki białego uniformu. Potargał swoje włosy i ruszył w stronę drzwi. 
- Jestem niedorzeczny. Czemu tak się denerwuję. - szeptał, pokonując drogę dzielącą go do wejścia na stołówkę. Wyciągnął kartę i przeciągnął ją po czytniku. Zamek wydał cichy dźwięk, a Jongin głośno przełknął ślinę. Złapał za klamkę i mocno pociągnął.
Kiedy jego oczom ukazała się stołówka, musiał lekko zmrużyć oczy. Biel w szatni była niczym w porównaniu z tym, co było tutaj. Za zasługą mocnych jarzeniówek pomieszczenie wydawało się lśnić. Jasne stoły przykręcone do podłogi ustawione były podobnie jak w jego szkolnej stołówce w liceum. Długa kolejka do bufetu, który również błyszczał czystością i bielą. I ludzie. Jongin szybko ogarnął wzrokiem każdą osobę w stołówce. Poczuł dziwne zaniepokojenie. Myślał, że będą niebezpieczni i bardziej.. dzicy. Jednak pacjenci w większości siedzieli na krzesłach, wpatrzeni w przestrzeń przed sobą lub w swój talerz. Nie odzywali się do siebie, zdawali się nawet nie być świadomi tego, co ich otacza.
- Kim Jongin? Witam, główny pielęgniarz - Ahn Chil Hyun, miło mi poznać.
Chłopak odwrócił się i spojrzał w stronę, z której dochodził głos. 
- Dzień dobry! - powiedział szybko, kłaniając się nisko przed swoim przełożonym. Starszy mężczyzna kiwnął głową z uśmiechem i kiwnął ręką, aby młodszy ruszył za nim.
- To jest stołówka. Jak pewnie zauważyłeś, większość pacjentów jest.. nieobecna, że ujmę to w delikatny sposób. To dlatego, że na noc faszerują ich lekami uspokajającymi i rano jeszcze nie do końca się rozbudzają. Koło południa robią się bardziej aktywni. Po śniadaniu oprowadzę cię po całym budynku, a teraz zajmij się tamtym końcem sali. - skończył i wskazał Jongin'owi ręką stronę, którą miał nadzorować. 
- I Jongin, miło widzieć kogoś młodego i z entuzjazmem. Tutaj to rzadki widok. - dodał i ruszył w swoją stronę, nie pozwalając młodszemu odpowiedzieć.
Czarnowłosy chwilę patrzył na oddalającą się postać, ale w końcu przypomniał sobie swoje obowiązki.
- Okej, do roboty!
Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Pacjenci pod jego okiem byli spokojni, ale trochę dalej zauważył coś dziwnego. Powoli zaczął się kierować w tamtą stronę, chcąc przyjrzeć się sytuacji z bliska.
- Zostaw. - usłyszał za sobą głos młodej pielęgniarki, która powinna pilnować stolika, przy którym miała miejsce ta dziwna sytuacja, jednak jak widać była zbyt zajęta piłowaniem swoich długich paznokci. Jongin zlustrował ją ostrym spojrzeniem od góry na dół, zaciskając pięści.
- On mu robi krzywdę, nie widzisz? - zapytał z wyrzutem.
- Oh, to tylko KyungSoo. I tak nigdy nic nie je, więc inni zabierają jego porcję. - odpowiedziała, nie przerywając nawet piłowania swoich szponów. Chłopak skrzywił się. Takie podejście kłóciło się ze wszystkim, w co wierzył. Ze wszystkim, co uważał za dobre i sprawiedliwe. 
- To pacjent jak każdy inny, a naszym zadaniem jest im pomagać. - rzucił i ruszył w stronę stolika. Złapał jednego z pacjentów, tego, który trzymał biednego, wychudzonego chłopaka za kark przy stoliku i dociskał jego twarz do powierzchni. Odciągnął go za nadgarstek i zanim zdążył coś powiedzieć, tamten wyrwał się, napluł mu prosto w twarz i roześmiany pobiegł do innego stolika.
- Cholera. - Jongin przeklął cicho pod nosem i wytarł rękawem twarz. Mógł się tego spodziewać. Pewnie nie tylko takie przyjemności go jeszcze czekały.
Kucnął obok krzesła, na którym siedział chłopak, którego pielęgniarka nazwała KyungSoo.
- Wszystko w porządku? Możesz już jeść w spokoju. - powiedział cicho, uśmiechając się do swojego pierwszego uratowanego pacjenta. Przerażony chłopak jednak nie odpowiedział, ani nawet nie spojrzał na swojego wybawiciela.
- KyungSoo nie mówi. - znudzony głos pielęgniarki dotarł do uszu Jongin'a, na co ten tylko niezrażony uśmiechnął się szerzej.
- Rozumiem. W każdym razie smacznego, KyungSoo.
Chłopak w końcu spojrzał na swojego wybawiciela, ale Jongin pożałował, że ich spojrzenia się skrzyżowały. Oczy pacjenta były tak bardzo przepełnione bólem, strachem, że czarnowłosy sam zapragnął płakać na ten widok. Jego żołądek wykonał pełny obrót, a serce boleśnie zaczęło uderzać w klatkę piersiową. Był pewien, iż nigdy nie zapomni wyrazu tych ciemnoczekoladowych tęczówek. I w tamtej chwili postanowił, że uczyni wszystko, by pewnego dnia, zapłonęły one czystą radością. 

_______________________________________________________________

Helloł! 
Nie wiem czy ktokolwiek jeszcze mnie tutaj pamięta, ale tak! 
To ja!
Nie wiem też czy ktoś tutaj zagląda, ale zamierzam znowu wrzucać na bloga opowiadania :D
Po ogarnięciu syfu w życiu rodzinnym znowu mam czas, energię i ochotę to robić!
Tak czy inaczej, mam nadzieję, że się podoba pierwszy rozdział!
Kocham Was i tęskniłam <3

2 komentarze:

  1. Pamiętam It's war Twojego autorstwa, a potem i oneshot kaisoo i dlatego niezmiernie się cieszę, że powróciłaś. I zaskoczyłaś mnie doborem postaci, bo jeśli ten rozdziałowiec to kaisoo to zaczne Cię wielbić pod niebiosa, bo dzisiejszy polski fandom ff to tylko hunhan, ewentualnie chanbaek i sekai. Czyli wiesz co mnie boli, bo kaisoo to moje otp, oni ostatnio są tak real, że to aż niemożliwe.
    Co do tego ff to trafiłaś w moje klimaty, uwielbiam psychiczne tematy, a raczej psychologiczne, szpitale, terapie itd. Wtedy mają swój unikalny klimat. I lubię postać Jongina, nie jest aroganckim dupkiem, tylko takim Ninim, który lubi pomagać. Znieczulica innych aż bije po oczach, co jest takie prawdziwe.Postać Kyungsoo... Czuje że zajmie kilka rozdziałów aż sie otworzy, ale szczerze mam taką nadzieję. Chcę móc rozkoszować się tym opowiadaniem. Mam nadzieję, że nie porzucisz tego pomysłu i go skończysz, a i na rozdziały nie będzie trzeba długo czekać. Dlatego życzę weny, dużo weny i czekam na następny rozdział z niecierpliwością~

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że pojawił się pierwszy rozdział tego opowiadania, bo na serio fabuła przypadła mi do gustu. Przez Jonginem stoi niełatwe zadanie. Mam nadzieję, że chłopak da sobie radę i się nie podda. Szkoda mi Kyungsoo. Nie dość, że został skrzywdzony w przeszłości to jeszcze w szpitalu się nad nim znęcają. Jongin na pewno to zmieni. W końcu każdy zasługuje na szczęście. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział oraz efekty pracy Jongina.
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń