-
A teraz Kim Jongin, nasz „złoty chłopiec”! - krzyknął starszy
mężczyzna z niewielkiego podwyższenia ustawionego na idealnie
zielonej i przystrzyżonej z perfekcją pedanta trawie. Kiedy tylko
odpowiednia osoba podniosła się i ruszyła w stronę podestu,
wszędzie rozległy się oklaski, krzyki, a nawet piski
odważniejszych dziewczyn. Wszyscy kochali Kim Jongin'a. Ale dlaczego
miałoby to kogokolwiek dziwić? Urodzony w dobrym, bogatym domu, z
nienagannymi manierami, zawsze pomocny dla wszystkich. Do tego
wysportowany, mądry i żeby tego było mało – nieziemsko
przystojny.
Kiedy szedł swoim powolnym, wyluzowanym krokiem,
wszystkie oczy były wpatrzone w niego. Nie lubił tego. Oczywiście,
nigdy o tym nikomu nie mówił, ale był zmęczony ciągłymi
pochwałami. Zmęczony tym, że biorą go za jakiegoś małego boga,
którym nie był i nigdy nie będzie. Wszyscy mieli o nim złe
pojęcie. Brali go za „złotego chłopca”, podczas gdy on sam
wciąż czuł, że robi za mało. Koło samo się nakręcało, bo
kiedy tylko starał się bardziej, ludzie wciąż go chwalili. Jak
gdyby pomoc innym była naprawdę jakimś wyczynem. Sam tego nie
rozumiał, ale cieszył się. Cieszył się, że to już koniec jego
męczarni z tymi ludźmi.
Wspiął
się z niewiarygodną gracją na podest i posłał wszystkim idealny
uśmiech. Promienie słońca, które odbijały się od jego
karmelowej cery, wyrwały kilka westchnień z gardeł dziewcząt.
-
Dziękuję za wszystko, czego tutaj się nauczyłem. Zapamiętam
wiele lekcji do końca życia, ale.. wydaje mi się, że czas
dorosnąć, prawda? - powiedział, posyłając jeszcze szerszy
uśmiech i szybko opuścił podest po krótkim uścisku dłoni z
dyrektorem.
****
- KIM
JONGIN! NA DÓŁ! NATYCHMIAST!
Ciemnowłosy
chłopak tylko westchnął i włożył słuchawki do uszu, włączając
randomową piosenkę z listy. Nie miał ochoty na to. Oczywiście,
wiedział, że prędzej czy później będzie musiał odbyć tę
rozmowę, ale czy naprawdę nie mogło to być później?
Nie
minęła minuta, a usłyszał głośne kroki na schodach. „A więc
przyjdzie ojciec” pomyślał i w tej samej chwili do jego pokoju
wpadł lekko siwy, ale wciąż przystojny mężczyzna.
- Nie
słyszałeś?! Matka cię wołała!
Ponownie
westchnął. Wyjął powoli słuchawki z uszu, starając się
przedłużyć tę czynność, jak tylko mógł.
-
Słyszałem. - odpowiedział i już czuł, jak na jego ustach pojawia
się mały uśmieszek.
- I?!
-
Wiedziałem, że prędzej czy później sam przyjdziesz.
- Co
się z tobą dzieje?! Myślisz, że jesteś taki dorosły, bo
skończyłeś liceum?! Dorosły będziesz, kiedy skończysz studia!
Kiedy nauczysz się zarabiać własne pieniądze! Kiedy opuścisz mój
dom! Kiedy..
-
Tato. - przerwał mu, dopiero teraz spoglądając starszemu
mężczyźnie w oczy. - Posłuchaj mnie przez chwilę. Nie chcę iść
na studia. Nie chcę również twoich pieniędzy. Jedyne czego chcę
to pomagać innym. Naprawdę pomagać. Wysyłanie co miesiąc czeków
na fundacje charytatywne się dla mnie nie liczą. Chcę być komuś
potrzebny.
-
Gadasz bzdury! Pójdziesz na studia! I przejmiesz firmę po mnie! -
pan Kim krzyczał.
Młodszy chłopak zacisnął tylko pięści na te
słowa. Nie chciał dać się sprowokować do kłótni. Nie chciał,
żeby jego matka musiała tego słuchać.
- Ty
dalej nic nie rozumiesz? Więc powiem ci. Pieniądze to nie wszystko
i zrozum to wreszcie. Jeśli nie popierasz mojej decyzji, rozumiem
to. Ale nie zmuszaj mnie do życia jak ty. Możesz mnie wyrzucić z
domu, to i tak nic nie zmieni.
- I
do końca życia chcesz uganiać się za świrusami?!
Jongin
odchrząknął. Tego było już za wiele. Nie mógł już spokojnie
siedzieć. Zaczynała go przerastać głupota jego własnego ojca.
- Nie
świrusami a chorymi. Oni są chorzy, wiesz? I też wymagają opieki
i ja zamierzam im pomagać. - wyrzucił przez zaciśnięte zęby i
wstał z krzesła. Ruszył w stronę swojego ojca, patrząc mu prosto
w oczy.
- Będę im pomagał. - wyszeptał prawie prosto do ucha
mężczyzny i ominął go, wkładając z powrotem słuchawki do uszu.
Słyszał przekleństwa krzyczane w jego stronę, kiedy schodził po
schodach. Czuł, jak każde wyzwisko rani go delikatnie. Naprawdę
pragnął, żeby jego ojciec zrozumiał, żeby odpuścił i pozwolił
mu żyć po swojemu.
Mijając
swoją matkę w kuchni, czuł na sobie jej smutne spojrzenie. To
zraniło go jeszcze bardziej. Wiedział, że w głębi duszy kobieta
popiera jego decyzje, bo sama ma bardzo dobre serca. Tak dobre i
łagodne, że nie pozwala jej sprzeciwić się niczemu, co mówi jej bezduszny mąż. Wciąż wierzyła, że pan Kim jest dobry, tylko
zagubił się w wielkich pieniądzach i korporacjach. Jongin już w
to nie wierzył. Jongin był pewien, że jego ojciec przetargował
swoje serce za majątek. Wyszedł
z domu i nabrał czyste powietrze w płuca. Ruszył przed siebie,
dopiero teraz włączając muzykę. Muzyka go uspokajała, dodawała
otuchy, a kiedy wsłuchiwał się w teksty, słyszał tam obietnicę
na lepsze jutro.
Nie
zwracał uwagi na to, gdzie idzie. Szedł po prostu przed siebie,
rozmyślając o tym, czy na pewno rozsądnie postępuje. Przed chwilą
był pewien, że tak, ale co jeśli ojciec ma rację? Kochał
pomagać, ale czy to wystarczy. Przecież kiedyś będzie musiał
wykarmić rodzinę, płacić rachunki. Rodzinna firma
zagwarantowałaby mu wygodny żywot. Pomaganie innym, jak pan Kim
zwykł mówić, jest „nieopłacalne”.
****
Następnego
ranka ciemnowłosego obudził dźwięk budzika. Szybko wyciągnął
rękę, uderzając w elektroniczny zegarek. Przeciągnął się
leniwie, uśmiechając lekko. Wyleciał z łóżka jak skowronek,
szybko odsłaniając zasłony. Poranne, chłodne promienie słońca,
uderzyły w jego twarz. Chłopak zmrużył oczy, ale uśmiech
tylko się powiększył. To dzisiaj. Dzisiaj zacznie pomagać innym
na skalę, która rzeczywiście się liczy.
****
Wszedł
do wielkiego budynku, okazując swój identyfikator ochroniarzowi.
Wielka stalowa brama dopiero teraz zaczęła się zamykać, wydając
przy tym dźwięki, które spowodowały u niego gęsią skórkę na
całym ciele. A może to ogólna atmosfera miejsca, w którym się
znalazł. Zanim przekroczył stare, szare ogrodzenie czuł promienie
słońca, słyszał śmiechy dzieci w drodze do szkoły, ale nagle –
to wszystko zniknęło. Uczucie beznadziejności i braku nadziei
zawładnęło jego umysłem, ale mimo to wymusił uśmiech na swojej
twarzy.
- Głupie złudzenie. powiedział cicho do siebie i stanął przed kolejnym ochroniarzem. Postąpił tak samo, pokazał mu swój identyfikator na co przypakowany mężczyzna tylko kiwnął głową. Stróż bezpieczeństwa dokładnie przeszukał jego plecak oraz jego samego. Nie należało to do naprzyjemniejszych przeżyć dla chłopaka, ale wciąz powtarzał sobie w myślach, że jest na lotnisku. Po dokładnej kontroli podszedł do pielęgniarki za długim białym biurkiem.
-
Dzień dobry. Nazywam się Kim Jongin.. Dzisiaj zaczynam staż jako
pielęgniarz. - powiedział, ale nie rozpoznał własnego głosu.
Brzmiał nienaturalnie głośno i warcząco. Prawie nieludzko.
Kobieta
spojrzała na niego, uśmiechając się, jednak jej oczy nie wyraziły
radości i pozostały puste.
-
W samą porę, właśnie zaczynamy śniadanie. Proszę, ta karta
otwiera wszystkie drzwi, pamiętaj, żeby sprawdzić czy je za sobą
zamykasz. Przebierz się i.. Powodzenia, nie daj się przestraszyć
już pierwszego dnia. - odpowiedziała ani na chwilę nie zmieniając
wyrazu twarzy. Chłopak tylko kiwnął głową i ruszył w stronę
drzwi odpisanych jako „szatnia dla pracowników”.
Pokój
był cały wymalowany na biało. Nawet podłoga była biała, co
stwarzało dziwny nastrój w połączeniu z rzędami czarnych szafek.
Jongin po raz kolejny poczuł, jak jego ciałem wstrząsa dreszcz.
-
Przestań. Dasz radę. To jest to, co chciałeś robić. - uśmiechnął
się do swojego odbicia w lustrze, zapinając ostatnie guziki białego
uniformu. Potargał swoje włosy i ruszył w stronę drzwi.
- Jestem
niedorzeczny. Czemu tak się denerwuję. - szeptał, pokonując drogę
dzielącą go do wejścia na stołówkę. Wyciągnął kartę i
przeciągnął ją po czytniku. Zamek wydał cichy dźwięk, a Jongin
głośno przełknął ślinę. Złapał za klamkę i mocno pociągnął.
Kiedy
jego oczom ukazała się stołówka, musiał lekko zmrużyć oczy.
Biel w szatni była niczym w porównaniu z tym, co było tutaj. Za
zasługą mocnych jarzeniówek pomieszczenie wydawało się lśnić.
Jasne stoły przykręcone do podłogi ustawione były podobnie jak w
jego szkolnej stołówce w liceum. Długa kolejka do bufetu, który
również błyszczał czystością i bielą. I ludzie. Jongin szybko
ogarnął wzrokiem każdą osobę w stołówce. Poczuł dziwne
zaniepokojenie. Myślał, że będą niebezpieczni i bardziej..
dzicy. Jednak pacjenci w większości siedzieli na krzesłach,
wpatrzeni w przestrzeń przed sobą lub w swój talerz. Nie odzywali
się do siebie, zdawali się nawet nie być świadomi tego, co ich
otacza.
- Kim Jongin? Witam, główny pielęgniarz - Ahn Chil Hyun, miło mi poznać.
Chłopak odwrócił się i spojrzał
w stronę, z której dochodził głos.
- Dzień dobry! -
powiedział szybko, kłaniając się nisko przed swoim przełożonym. Starszy mężczyzna kiwnął głową z uśmiechem i kiwnął ręką,
aby młodszy ruszył za nim.
-
To jest stołówka. Jak pewnie zauważyłeś, większość pacjentów
jest.. nieobecna, że ujmę to w delikatny sposób. To dlatego, że
na noc faszerują ich lekami uspokajającymi i rano jeszcze nie do
końca się rozbudzają. Koło południa robią się bardziej
aktywni. Po śniadaniu oprowadzę cię po całym budynku, a teraz
zajmij się tamtym końcem sali. - skończył i wskazał Jongin'owi
ręką stronę, którą miał nadzorować.
- I Jongin, miło widzieć
kogoś młodego i z entuzjazmem. Tutaj to rzadki widok. - dodał i
ruszył w swoją stronę, nie pozwalając młodszemu odpowiedzieć.
Czarnowłosy
chwilę patrzył na oddalającą się postać, ale w końcu
przypomniał sobie swoje obowiązki.
-
Okej, do roboty!
Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Pacjenci pod jego okiem byli spokojni, ale trochę dalej zauważył coś dziwnego. Powoli zaczął się kierować w tamtą stronę, chcąc przyjrzeć się sytuacji z bliska.
-
Zostaw. - usłyszał za sobą głos młodej pielęgniarki, która
powinna pilnować stolika, przy którym miała miejsce ta dziwna
sytuacja, jednak jak widać była zbyt zajęta piłowaniem swoich
długich paznokci. Jongin zlustrował ją ostrym spojrzeniem od
góry na dół, zaciskając pięści.
-
On mu robi krzywdę, nie widzisz? - zapytał z wyrzutem.
-
Oh, to tylko KyungSoo. I tak nigdy nic nie je, więc inni zabierają
jego porcję. - odpowiedziała, nie przerywając nawet piłowania
swoich szponów. Chłopak skrzywił się. Takie podejście kłóciło
się ze wszystkim, w co wierzył. Ze wszystkim, co uważał za dobre
i sprawiedliwe.
-
To pacjent jak każdy inny, a naszym zadaniem jest im pomagać. -
rzucił i ruszył w stronę stolika. Złapał jednego z pacjentów,
tego, który trzymał biednego, wychudzonego chłopaka za kark przy
stoliku i dociskał jego twarz do powierzchni. Odciągnął go za
nadgarstek i zanim zdążył coś powiedzieć, tamten wyrwał się, napluł mu prosto w twarz i roześmiany pobiegł do innego stolika.
-
Cholera. - Jongin przeklął cicho pod nosem i wytarł rękawem
twarz. Mógł się tego spodziewać. Pewnie nie tylko takie
przyjemności go jeszcze czekały.
Kucnął
obok krzesła, na którym siedział chłopak, którego pielęgniarka
nazwała KyungSoo.
-
Wszystko w porządku? Możesz już jeść w spokoju. - powiedział
cicho, uśmiechając się do swojego pierwszego uratowanego pacjenta.
Przerażony chłopak jednak nie odpowiedział, ani nawet nie spojrzał
na swojego wybawiciela.
-
KyungSoo nie mówi. - znudzony głos pielęgniarki dotarł do uszu
Jongin'a, na co ten tylko niezrażony uśmiechnął się szerzej.
-
Rozumiem. W każdym razie smacznego, KyungSoo.
Chłopak
w końcu spojrzał na swojego wybawiciela, ale Jongin pożałował,
że ich spojrzenia się skrzyżowały. Oczy pacjenta były tak bardzo
przepełnione bólem, strachem, że czarnowłosy sam zapragnął
płakać na ten widok. Jego żołądek wykonał pełny obrót, a
serce boleśnie zaczęło uderzać w klatkę piersiową. Był pewien,
iż nigdy nie zapomni wyrazu tych ciemnoczekoladowych tęczówek. I w
tamtej chwili postanowił, że uczyni wszystko, by pewnego dnia,
zapłonęły one czystą radością.
_______________________________________________________________
Helloł!
Nie wiem czy ktokolwiek jeszcze mnie tutaj pamięta, ale tak!
To ja!
Nie wiem też czy ktoś tutaj zagląda, ale zamierzam znowu wrzucać na bloga opowiadania :D
Po ogarnięciu syfu w życiu rodzinnym znowu mam czas, energię i ochotę to robić!
Tak czy inaczej, mam nadzieję, że się podoba pierwszy rozdział!
Kocham Was i tęskniłam <3
Pamiętam It's war Twojego autorstwa, a potem i oneshot kaisoo i dlatego niezmiernie się cieszę, że powróciłaś. I zaskoczyłaś mnie doborem postaci, bo jeśli ten rozdziałowiec to kaisoo to zaczne Cię wielbić pod niebiosa, bo dzisiejszy polski fandom ff to tylko hunhan, ewentualnie chanbaek i sekai. Czyli wiesz co mnie boli, bo kaisoo to moje otp, oni ostatnio są tak real, że to aż niemożliwe.
OdpowiedzUsuńCo do tego ff to trafiłaś w moje klimaty, uwielbiam psychiczne tematy, a raczej psychologiczne, szpitale, terapie itd. Wtedy mają swój unikalny klimat. I lubię postać Jongina, nie jest aroganckim dupkiem, tylko takim Ninim, który lubi pomagać. Znieczulica innych aż bije po oczach, co jest takie prawdziwe.Postać Kyungsoo... Czuje że zajmie kilka rozdziałów aż sie otworzy, ale szczerze mam taką nadzieję. Chcę móc rozkoszować się tym opowiadaniem. Mam nadzieję, że nie porzucisz tego pomysłu i go skończysz, a i na rozdziały nie będzie trzeba długo czekać. Dlatego życzę weny, dużo weny i czekam na następny rozdział z niecierpliwością~
Cieszę się, że pojawił się pierwszy rozdział tego opowiadania, bo na serio fabuła przypadła mi do gustu. Przez Jonginem stoi niełatwe zadanie. Mam nadzieję, że chłopak da sobie radę i się nie podda. Szkoda mi Kyungsoo. Nie dość, że został skrzywdzony w przeszłości to jeszcze w szpitalu się nad nim znęcają. Jongin na pewno to zmieni. W końcu każdy zasługuje na szczęście. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział oraz efekty pracy Jongina.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :D