niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział VII [M]

Nie potrzebowaliśmy wiele czasu, aby dotrzeć do łazienek. Nie musieliśmy nawet przerywać pocałunku, by odnaleźć drogę. Nie przejmowaliśmy się, co by było gdyby ktoś nas zauważył. Wtedy nic nie miało znaczenia. Mieliśmy siebie. I mimo, iż brudne wykafelkowane pomieszczenie nie nadawało tej sytuacji ani odrobiny romantyzmu, ja uznałem, że to miejsce idealne. Nie zastanawiałem się nad tym, co ty uważasz na ten temat. Po raz kolejny byłem egoistą. Kolejny i nie ostatni. 
Złapałem mocno twoje włosy, odchylając głowę do tyłu. Syknąłeś cicho z bólu, mocniej zaciskając palce na mojej skórze. Mocne pocałunki i ugryzienia wywoływały coraz głośniejsze protesty z twojej strony. Dlaczego udawałem, że ich nie słyszę? Do dzisiaj nie wiem. Być może byłem zbyt zaślepiony rządzą, pożądaniem, pragnieniem czegoś, co zostało mi odebrane. 
Moje dłonie szybko uporały się z górnymi partiami wojskowego ubrania. Kiedy zniżyłem się, by pozbyć się również dolnych, szarpnąłeś się mocniej, popychając mnie z taką siłą, iż ramieniem nabiłem się na wystający kran. Przeszywający ból przepłynął przez całą moją rękę, wypełniając mnie złością. Uniosłem wzrok, wpatrując się w ciebie. Cofnąłeś się o kilka kroków, zasłaniając swoje nagie ciało. Bałeś się. Byłeś przerażony, a przecież to byłem wciąż ja. Twój Donghae. Twój przyjaciel. 
- Ja nie chciałem.. – szepnąłeś, jednak twoje ciche słowa odbijając się od wykafelkowanych ścian sprawiały wrażenie jakbyś krzyczał.
Wyprostowałem się. Pokiwałem głową z lekkim, krzywym uśmiechem. Oczywiście, że nie chciałeś, głuptasku. Wiedziałem o tym doskonale. Postawiłem pierwszy krok w twoją stronę, a ty o dokładnie na taką samą długość się oddaliłeś. Mój drugi krok, ta sama reakcja. I tak kilka razy. Im bardziej ja chciałem się do ciebie zbliżyć, tym dalej ty uciekałeś.
- Donghae.. Ja.. Nie w ten sposób.. 
Roześmiałem się cicho. Nie rozumiałem już nic z twoich słów, ale jedno wiedziałem. Nie chciałem ich nawet rozumieć. Dla mnie wtedy priorytetem było co innego. Najważniejsze to abym ja był szczęśliwy. Naprawdę nie myślałem o tobie w najmniejszym nawet stopniu.
Podjąłem kolejną próbę i tym razem uległeś. Twoje mięśnie rozluźniły się momentalnie, pozwalając mi na wszystko, co chciałem zrobić z twoim ciałem. Kiedy teraz do tego wracam, zastanawiam się, co było tego przyczyną. Czy po prostu pragnąłeś mnie tak samo jak ja pragnąłem ciebie? Nie, to raczej niemożliwe. Czy chciałeś abym poczuł się szczęśliwy? Jeśli o to chodziło, to wiedz, że nienawidzę siebie za to. Nie mogę przyjąć do wiadomości, że ten moment, który dla mnie był najpiękniejszy w całym moim życiu, dla ciebie, osoby którą kochałem, mógł być najgorszy. 
Moje rozgrzane dłonie poznawały twoje ciało, nie pozwalając, aby umknął im chociaż jeden najdrobniejszy szczegół. Zacząłeś szybciej oddychać, przegryzając wargę. Twoje oczy były mocno zaciśnięte, pewnie abym nie dostrzegł, jak bardzo są załzawione. Zjechałem swoimi wargami niżej, po delikatnej skórze szyi aż po pępek. Tam zatrzymałem się na trochę dłużej, przyglądając się tobie i podziwiając jak piękny jesteś. Byłeś. 
Odwróciłem cię i popchnąłem na ścianę. Syknąłeś cicho, kiedy całą powierzchnią ciała spotkałeś się z lodowatymi kafelkami. Przykleiłem swoją klatkę piersiową do twoich pleców i na nowo zacząłem tortury, całując i ssąc skórę ramion oraz szyi. 
- Donghae.. Poczekaj.. – jęknąłeś przez zaciśnięte zęby. W twoim głosie usłyszałem tyle bólu i smutku, że nie mogłem wytrzymać. Nienawidziłem, kiedy działa ci się krzywda. Nie potrafiłem tego znieść. Zacisnąłem pięść i uderzyłem z całej siły tuż obok twojej głowy. Jakże ironiczne. Wypełniała mnie złość, bo cierpiałeś, a to ja byłem przyczyną tych cierpień.
Wplotłem palce w twoje włosy, kiedy się uspokoiłeś. Prawdopodobnie byłeś przerażony, bo już prawie nie słyszałem jak oddychasz.
- Będzie dobrze, Hyukjae. 
Zacząłeś na nowo drżeć. Powoli otwierałeś oczy, ale znów mocno je zacisnąłeś, kiedy w ciebie wszedłem. Minęła sekunda, może dwie i lekko pocałowałem twoją szyję. Uchyliłeś powieki i jedyne, co zobaczyłem to rozczarowanie. Znowu. To bolało tak bardzo, że nie umiałem sobie z tym poradzić. Zacząłem ruszać biodrami, szukając szybkiego spełnienia, ujścia tych negatywnych emocji i stresów. Jęczałeś, dławiąc się łzami, a dla mnie w tej chwili nie istniało nic bardziej podniecającego niż twoje łzy i twarz wykrzywiona w grymasie bólu. Ruszałem się coraz szybciej, przytrzymując się twoich bioder. Dociskałem cię do siebie za każdym razem bliżej, chcąc poczuć to jeszcze mocniej, jeszcze bardziej. Kochałem to uczucie. Kochałem je tak mocno, jak mocno teraz go nienawidzę. 
Wszystko działo się szybko. Brudne ściany zaczęły lekko wirować, a światło jarzeniówek stało się jeszcze mocniejsze. Odgłosy obijania się skóry o skórę wywołały w mojej głowie zawroty. Każdy mięsień napiął się do granic możliwości, aby po chwili całkowicie się rozluźnić. Zacisnąłem powieki, po raz ostatni wchodząc głęboko, by tam pozostawić dowód mojej miłości do ciebie.
Puściłem twoje ciało, odsuwając się i próbując wyrównać oddech. Osunąłeś się od razu po kafelkach, chowając twarz w dłoniach. I wtedy to wszystko do mnie dotarło. Mój niezatruty tęsknotą, złością i domysłami mózg dopiero teraz pozwolił pewnym informacjom do mnie dotrzeć. 
- Hyukjae.. – zacząłem, przyglądając się jak bezsilnie płaczesz. Nic nie mogłem zrobić. To wszystko była moja wina. Moja i tylko moja. I co teraz mogłem zrobić? Przeprosić? Jakże banalne. Usunąć się z twojego życia? Zbyt trudne. Udawać, że to nie miało miejsca? Dziecinne. 
Podszedłem parę kroków w twoją stronę. Widziałem, jak starasz się odsunąć, wtopić w ścianę za twoimi plecami. Chciałeś ode mnie uciec, doskonale to rozumiałem. Byłem potworem. Nie zasługiwałem na nic. A już na pewno nie na ciebie. 
Ale ty byłeś aniołem. Kiedy przyklęknąłem obok ciebie, podniosłeś lekko głowę do góry. Spojrzałeś na mnie czerwonymi zapłakanymi oczami, które wciąż były najpiękniejsze i uśmiechnąłeś się. Tak po prostu. Już mi wybaczyłeś.
- Hyukjae.. 
Pokręciłeś szybko głową, uciszając mnie. Lekki, smutny uśmiech wciąż trwał na twojej twarzy. Przysunąłeś się do mnie i mocno objąłeś moją szyję, wtulając się w klatkę piersiową. Znów zacząłeś płakać, ale tym razem nie sam. Towarzyszyłem ci ja we własnej osobie. 
- Nie mów nic. Już jest dobrze. Wciąż cię kocham, Donghae. – wyszeptałeś, zanim zamknąłeś oczy i rozpłakałeś się na dobre. 

3 komentarze:

  1. Cieszę się z Twojego powrotu, bo jak zwykle w pełni zawładnęłaś moimi emocjami. Od początku aż do końca. Im bardziej zagłębiałam się w tekst tym bardziej przeżywałam to, co odczuwał Donghae i Hyukjae. Tego sie nie spodziewałam. Teraz będę żyć w niepewności, co dalej. Już wiem, że źle sie to skończy.
    Pięknie. Weny Ci życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak się uczę do egzaminu... ._.
    Ale jak tylko zobaczyłam, że dodałaś nowe It's war, rzuciłam się do czytania. Na początku myślałam, że będzie bardziej bajkowo, ale później, egoistyczny Donghae pokomplikował sprawę. Opowiadanie pełne emocji, uczuć, wyzwalanych przy każdym zdaniu. Cudowne, bardzo wciągające.
    Naprawdę bardzo m się podobało, już nie mogę się doczekać, jak dalej rozwinie się akcja.
    Pozdrawiam, życzę weny~

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja.. Ja.. Ja to kocham . *-*
    Na prawdę świetne. Nadal płacze ;_;
    Życzę weny bo jesteś na prawdę boska w tym co robisz i osobiście czekam na więcej !

    OdpowiedzUsuń