środa, 7 sierpnia 2013

KONIEC

cześć, skarby <3
Okej, zanim zabierzecie za opowiadanie, chciałam tylko powiedzieć, że jest mi przykro,
bo niestety nie przeczytałam go i nie poprawiłam błędów..
Ale dokładnie za 3h muszę być na lotnisku i dodaję to w pośpiechu..
Tak czy inaczej, kocham Was <3


Rok później


Dźwięk dzwonka rozległ się po całym mieszkaniu, odwracając moją uwagę od czytania o kolejnych zabitych przy granicy. Północ ostatnimi tygodniami pozbawiła życia około stu żołnierzy naszej armii. Na długiej liście zabitych odnalazłem nawet parę nazwisk, które wydały mi się znajome. Niestety nie potrafiłem do imion dopasować twarzy, bo nigdy nie zadałem sobie trudu, aby poznać tych ludzi. A teraz oni umierają. Tak samo jak ty. „W imię ojczyzny”? Gówno prawda. Ludzie tracą życie przez upór i chciwość rządzących, którzy nie potrafią rozwiązać sprawy sprzed 50 lat pokojowo.
Podniosłem się leniwie z kanapy i dowlokłem do drzwi. Wyjrzałem przez wizjer dla pewności, że to nie ponownie moja mama. Nie chciałem znowu słuchać jej błagań, żebym wrócił do domu. Postanowiłem, że się usamodzielnię i za nic nie zamierzałem wracać do nich. Jednak moja rodzina była innego zdania. Zgodnie uważali, że nie jestem gotowy. Może było w tym trochę prawdy, ale tak naprawdę myślę, że chcieli mnie mieć zawsze na oku. Mimo że to już 4 lata, oni wciąż boją się, że zrobię coś głupiego.
- Dzień dobry. – powitał mnie radosny głos mojego listonosza. Pokiwałem głową, odwzajemniając jego uśmiech. – Priorytet dzisiaj do pana.
Podpisałem potwierdzenie odbioru i po wymienieniu jeszcze paru grzeczności, zamknąłem drzwi. Wróciłem na kanapę, włączając telewizor. Obracałem w rękach chwilę białą kopertę. Nie było na niej nic poza moim adresem i z jakiegoś powodu miałem złe przeczucia co do tego, ale jakie miałem wyjście? Musiałem ją otworzyć.

Wezwanie do ponownego wypełnienia służby wojskowej

Z powodu ogromnych problemów na granicy Korei Południowej z Północną jesteśmy zmuszeni ponownie wezwać pana Lee Donghae na pomoc w obronie kraju.
Młodszy oficer Lee Donghae ma obowiązek stawić się w dzień następny od otrzymania wezwania w głównej siedzibie wojska w Seulu.

Odpuściłem sobie dalsze czytanie. Nie sądzę, żeby było tam coś ważnego. Odłożyłem list na stolik i wlepiłem spojrzenie w sufit. Naprawdę mam tam wrócić? Do miejsca w którym straciłem ciebie, a przez jakiś czas również siebie? A jednak obowiązkiem młodszego oficera jest obrona kraju za wszelką cenę. Muszę tam wrócić. Stawić czoła wszystkiemu, co na mnie czeka.
Spakowałem wszystkie rzeczy, które wydawały się potrzebne do wielkiego plecaka. Postanowiłem nie informować moich rodziców. Denerwowanie ich nie miało sensu. Zawsze mogłem skłamać o wyjeździe na szkolenie. Nie mogłem im powiedzieć, że wracam. Nie mogłem.

Następnego dnia obudziłem się nadzwyczaj wcześnie. Przez chwilę wpatrywałem się w sufit, próbując sobie wszystko poukładać w głowie. Zastanawiałem się nawet czy jestem gotowy tam jechać. W końcu wszystko do mnie wróci. Wszystkie te emocje, które chciałem zapomnieć. A jednak z drugiej strony zdziwiło mnie moje podejście. Nie czułem najmniejszego zdenerwowania. Nic. Tylko lekki strach przed uczuciami. Znowu przez myśli przebrnął mi pomysł, aby odstawić emocje. Mogłem ponownie stać się tym Donghae bez żadnych słabości. Tym Donghae którego tak bardzo znienawidziłeś.

Po kilku godzinach siedziałem już w autokarze. Udawałem, że nie czuję na sobie tych wszystkich spojrzeń. Wbiłem wzrok w szybę i postanowiłem pozostać tak do końca podróży. Wychodziło mi to całkiem nieźle, dopóki na siedzeniu obok ktoś nie usiadł. Dzięki odbiciu zauważyłem, że to Kibum i nagle zakręciło mi się w głowie. Jednak nie byłem na to przygotowany.
- Donghae.. Miło cię widzieć.. - zaczął niepewnie, nawet na mnie nie patrząc. Dla niego musiało być to prawie tak samo ciężkie jak dla mnie. Ale ja nie mogłem dopuścić, żeby zauważył, że dla mnie ta sytuacja jest niekomfortowa, lekko mówiąc. Muszę być starym Donghae, takim jakim mnie pamiętają.
- Nie wątpię, ale widzisz, to miejsce było zajęte, także idź poszukać przyjaciół gdzieś indziej, co? - wyrzuciłem z siebie, zamykając oczy. Nie chciałem być taki. Cały czas widziałem twoją smutną i rozczarowaną twarz, ale nie miałem wyjścia. Musiałem zachowywać się tak, jak mnie zapamiętali tutaj.
- Przepraszam. - wyszeptał cicho i odszedł w stronę Siwon'a, który posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. Nie bardzo się tym przejąłem. Nie żeby był w stanie mi coś zrobić. Tutaj byłem młodszym oficerem. Tutaj nikt mi nie mógł nic zrobić.

- Witam wszystkich. Kilka twarzy poznaję, także miło nam, że zachcieliście zrobić coś pożytecznego dla kraju jeszcze raz. Dla tych którzy nie wiedzą, jestem oficer Oh i słuchacie każdego mojego rozkazu. To jest Donghae, mój zastępca. Tyle ze wstępu, a teraz omówmy wasze zadanie. - słuchałem jego okropnego głosu i przypominałem sobie moje pierwsze spotkanie z tym człowiekiem. Przypominałem sobie jak w tej samej sali ogłosił, że to ciebie wyślemy na pewną śmierć. To wszystko wywołało na mojej twarzy krzywy uśmiech. - Grupa, którą dowodzić będzie Donghae, wejdzie tędy. Z tego co udało nam się dowiedzieć w tej części budynku znajdują się więzienia dla jeńców, ale was to nie obchodzi. Nie zatrzymujecie się choćby siedziała tam wasza własna matka! Jedna sekunda zawahania i możecie być martwi i chcę żebyście to sobie zapamiętali. Tak czy inaczej, przejdziecie tędy i powinniście dotrzeć do magazynów. Stamtąd zabieracie dokumenty na temat badań jądrowych i jak najciszej uciekacie. Wszystko jasne? - zapytał wszystkich, ale czułem jego spojrzenia na sobie, więc tylko pokiwałem głową, nawet na niego nie patrząc.

Następnego dnia o świcie wszyscy ładowaliśmy broń. Leniwie bawiłem się nabojami, obserwując resztę chłopaków. Wyraźnie widziałem, że prawie wszyscy byli śmiertelnie przerażeni. Chyba tylko Siwon zachował trzeźwy umysł. Spojrzałem na Kibum'a, który siedział w kącie, spoglądając niepewnie na broń leżącą przed nim. Wyglądało to trochę jakby obawiał się, że pistolet sam w niego wystrzeli. Nie rozumiałem tego w ogóle. Ja czułem się spokojny. Czułem, że właśnie do tego zostałem stworzony. Wtedy prawie nie pamiętałem o tobie. Znów byłem Donghae pozbawionym tych cudownych aczkolwiek osłabiających uczuć.

***

- Kibum, biegnij, zostaw go! - wykrzyczałem w stronę bruneta, który wpatrywał się jak zahipnotyzowany w głąb jednej z cel. Przekląłem pod nosem, kiedy nawet nie zareagował na moje słowa. Cała akcja przebiegła bez większych problemów, a on przy wycofywaniu się z budynku musiał stwarzać jakieś problemy. Oficer mówił wyraźnie, biec i nie zatrzymywać się nawet gdyby leżała tam matka. Tak, Donghae, Hyukjae byłby bardzo dumny.
- Kurwa. - syknąłem, wyrzucając ze swojej głowy moje drugie ja, które przypomniało mi o tobie. Podbiegłem do Kibum'a, przy okazji zabijając jednego ze strażników. - Musimy uciekać, rozumiesz?! Zostaw ich, oni i tak umrą, my nie musimy, rozumiesz?! Kibum?!
Nie powiedział nic, dalej tylko wpatrywał się w celę. Wycelowałem w stronę kolejnych nadbiegających strażników, kiedy palec zsunął mi się ze spustu. Właściwie cały zostałem sparaliżowany, bo zobaczyłem to co Kibum.
- Hyu-Hyukjae..
Nie wiem, skąd nadbiegł Siwon oraz reszta chłopaków. Ja dalej nie byłem nawet w stanie się poruszyć. Czułem jak pocisk przedziera się przez moje ramię i wylatuje z drugiej strony. Słyszałem odgłos spadającej łuski, widziałem moją krew na ścianie, a jednak to nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia. Bo ty byłeś zaraz przede mną.
- Donghae, zabieraj go stamtąd, długo nie wytrzymamy.. - głos Siwon'a w końcu dotarł do moich uszu i trochę otrzeźwiałem. Kiwnąłem niepewnie głową, nawet jeśli on nie mógł już tego zobaczyć. Kurz, krzyki i zapach krwi docierały do mnie z każdej strony, ale razem z Kibum'em wyłamaliśmy słabe kraty. Pamiętam, że podbiegłem do ciebie i wszystko ucichło. Nie było już nic. Ciemność i cisza.

***

- Myślisz, że wszystko z nim w porządku?
- Mam nadzieję..
- To okropne
- Kibum, nie płacz.
- Stracili się na ponad cztery lata i teraz..
- Już w porządku.. Są oboje bezpieczni..
Rozchyliłem lekko powieki, sycząc z bólu. Przyjrzałem się twarzom wokół mnie i cicho westchnąłem. Siwon przytulał Kibum'a i lekko gładził go po plecach. Nie mogłem się ruszyć, a w gardle miałem za sucho, aby cokolwiek powiedzieć. A jednak musiałem wstać i to szybko.
- Oficer chciał cię widzieć, Donghae, ale jeśli nie masz siły czy..
- Nic mi nie jest! - wykrzyczałem, podnosząc się jednym mocnym szarpnięciem do góry. Fala bólu z ramienia przebiegła przez całe moje ciało, ale nie miałem czasu się tym przejmować. Byłeś tutaj. Żyłeś. I to teraz było najważniejsze.
Nie przejmując się niczym, wpadłem do biura oficera. Zacisnąłem pięści, widząc jego uśmiech. Przypomniałem sobie, jak bardzo nienawidziłem tego człowieka.
- Dobra robota, Donghae. - powiedział, uśmiechając się nawet szerzej. - Oczywiście numer z omdleniem nie był zbyt spektakularny, ale ciesz się, że koledzy cię lubią i cię stamtąd wyciągnęli.. Ja bym ratował własny tyłek.
- I to zrobiłeś Hyukjae? - wycedziłem przez zęby, patrząc prosto w jego oczy. - Zostawiłeś go tam?!
- Cóż.. Jeśli chodzi o to, tak było lepiej. Powinieneś zrozumieć. Musiałem powiedzieć ci, że umarł, żebyś czasem nie chciał go szukać czy ratować.
Nie wytrzymałem. Ścisnąłem lewą ręką jego ubranie, podciągając go do góry.
- Nie, nie rozumiem! - wykrzyczałem, celując prosto w jego twarz. Jego ciało opadło z powrotem na krzesło, a ja po prostu wyszedłem i czułem się wolny. Pierwszy raz od kiedy poznałem tego człowieka.

Następnym przystankiem było bazowe hospicjum. Musiałem się upewnić, że tutaj byłeś. Wciąż trudno było mi w to uwierzyć. Niepewnie podszedłem do twojego łózka. Wciąż wyglądałeś słabo i przerażająco, ale żyłeś. Wpatrywałem się w twoją spokojną twarz. Dźwięk twojego równego oddechu był w tamtej chwili najpiękniejszą melodią dla moich uszu. Nie wiem, co czułem. Chciałem płakać i krzyczeć ze szczęścia, ale wciąż jakaś część mnie mi zabraniała tej radości. Tak jakbyś w każdej chwili mógł zniknąć. Tak jakby twoje ciało nie miało prawa leżeć przede mną, bo przecież osoba o twoim imieniu została pogrzebana.
- D-Donghae.. - twój zachrypły, pełen bólu i strachu głos rozbrzmiał po całym pokoju, wyrywając mnie z mojego zawieszenia. Chciałem odpowiedzieć, ale ściśnięte gardło nie pozwalało nawet jednej sylabie opuścić moich ust.
- Donghae! Nie, błagam już nie mogę.. D-Donghae.. Pomocy.. - zawyłeś rozpaczliwie a jednak twój ton był pozbawiony jakiejkolwiek nadziei. Padłem na kolana przy łóżku, czując że moje nogi nie są już w stanie utrzymać mnie w pozycji stojącej. Złapałem cię za rękę, próbując jakoś uspokoić. Nie wiem, co za okropne sceny musiały odgrywać się w twojej głowie, ale byłem pewien, że to tylko przedsionek piekła przez które przeszedłeś. A mimo to wołałeś o pomoc ode mnie. Mimo tego, co ci zrobiłem.
Czułem jak powoli z moich oczu zaczęły płynąć łzy, ale nie przejmowałem się tym. Nasłuchiwałem twojego teraz już urywanego oddechu i cichych błagań o pomoc. Naprawdę pragnąłem ci pomóc.
- Hyukjae.. Błagam, obudź się.. Już dobrze. Jestem tutaj, słyszysz? To ja, twój Donghae..
Rozpłakałem się na dobre, nie słysząc od ciebie żadnej odpowiedzi. Twój oddech na nowo zaczął się uspokajać, ale wciąż się nie budziłeś.
- Hyukjae, przepraszam. Proszę, wróć do mnie. Obudź się. Potrzebuję cię.. Przepraszam. Błagam, wróć do mnie.. Nie mogę stracić cię po raz drugi.. Nie w ten sposób.. Hyukjae..
Znowu cisza. Zerknąłem na twoją twarz, czując dziwne ściśnięcie w żołądku. Puściłem twoją dłoń i lekko przejechałem po wszystkich ranach na tej pięknej bladej cerze. Nagle wypełniła mnie złość. Chciałem pozabijać wszystkich, którzy ci to zrobili. Zasługiwali nawet na coś gorszego niż tylko śmierć.
Uderzyłem pięścią w poduszkę zaraz przy twojej głowie, nachylając się niżej nad tobą. Z bliska wyglądałeś jeszcze gorzej. Byłeś niczym upadły anioł. Właśnie tak wtedy wyglądałeś. Boskie, idealnie piękne stworzenie, któremu ktoś brutalnie wyrwał skrzydła i zabrał całą czystość.
- Hyukjae, błagam.. - ponownie zawyłem, obniżając się jeszcze niżej nad twoją twarzą. Chwilę wahałem się czy powinienem, czy jestem godny, aby cię chociaż dotknąć, ale w końcu złożyłem lekkie pocałunki na każdej ranie. Czułem jak twoje ciało się napina, a po chwili całkowicie rozluźnia. - Obudzisz się. Hyukjae, musisz wstać. Musisz, żeby usłyszeć, jak bardzo cię przepraszam, jak bardzo cię kocham.. Musisz wrócić do mamy. Ona wciąż na ciebie czeka, wiesz? Musisz wstać i znów żyć. Możemy to zrobić razem, wiesz o tym.. Razem możemy dać radę. Musisz tylko wstać. Daj z siebie wszystko. Walcz, Hyukjae. Walczyłeś 4 lata, to będzie twoja ostatnia bitwa, obiecuję. Już nigdy.. Nigdy.. Nie dopuszczę, żeby coś ci się stało..
Zacząłem się powoli odsuwać, kiedy usłyszałem cichy jęk. Położyłem dłoń na twoim policzku, lekko gładząc zniszczoną i poranioną skórę. Marszczyłeś brwi i znów oddychałeś ciężko. Myślałem, że to kolejny koszmar, kiedy twoja dłoń nagle ścisnęła moja koszulkę. Stałem jak wryty, przypatrując się twojej twarzy. Nie wiedziałem, co robić. Nie byłem w stanie się ruszyć, nie mówiąc już o mówieniu.
- T-też cię kocham, Hae..
Zaraz po tych słowach powoli otworzyłeś oczy, mrużąc je od razu przez ostre światło w pokoju. Twoja dłoń puściła moją koszulkę, a ja znów padłem na kolana, nie odrywając wzroku od ciebie nawet na sekundę. Nie wierzyłem własnym oczom. To nie mogło być prawdziwe. To było zbyt piękne.
- Nie płacz, przecież żyję.. Donghae..
W przeciągu ułamka sekundy cię przytuliłem, nie przejmując się niczym. Usłyszałem, jak cicho syknąłeś, ale po chwili zaśmiałeś się w moją szyję. Naprawdę cię przytulałem. Po czterech latach, po twojej śmierci, ja cię przytulałem, a ty byłeś żywy.
- Hyukjae..
- Słyszałem. Wszystko słyszałem, Donghae..
- A-Ale jak?
- Twój głos. Pomógł mi się obudzić.
Po tej krótkiej rozmowie, rozpłakałem się jeszcze bardziej. Ty nie płakałeś, tylko się uśmiechałeś, a twoje ręce coraz mocniej oplatały moje ciało. Czułem lekkie bicie twojego serca zaraz na swojej piersi. W końcu jednak delikatnie mnie od siebie odepchnąłeś. Moja twarz znalazła się naprzeciwko twojej. Wpatrywałeś się w moje oczy, wciąż tylko się uśmiechając.
- Dalej jesteś tak samo przystojny.. - powiedziałeś, przechylając lekko głowę w prawo, jak to miałeś w zwyczaju, kiedy coś analizowałeś.
- Za to ty wyglądasz okropnie. - odpowiedziałem cicho, po chwili śmiejąc się cicho. Nie śmieszył mnie wygląd tylko temat na jaki rozmawialiśmy w chwili takiej jak ta. Jednak nie zostawiłeś mi zbyt dużo czasu, aby o tym pomyśleć. Twoje usta wylądowały na moich i z jakiegoś powodu, wydawało mi się to takie właściwe. Tak jakby nasze usta od dawna czekały na ten moment.
Przyciągnąłeś mnie bliżej siebie, a ja nie narzekałem. Upajałem się twoim zapachem i całą twoją obecnością. Było mi wspaniale ciepło.
- Wiedziałem, że po mnie wrócisz.. - wyszeptałeś, na chwilę opuszczając moje usta. Gładziłem cię po policzku, patrząc w twoje przeszklone oczy. Odepchnąłeś mnie lekko, zaczynając rozpinać swoją koszulę. Dopiero po chwili dotarło do mnie co próbujesz zrobić, więc zatrzymałem twoje ręce, ale ty tylko się uśmiechnąłeś.
- Donghae.. Ja chcę.. Proszę.. - powiedziałeś, rumieniąc się uroczo. Nie wiedziałem, co robić. Oczywiście, że też ciebie pragnąłem, ale już raz cię skrzywdziłem. Nie chciałem zrobić tego po raz kolejny. - Ufam ci.. - wyszeptałeś, ponownie łącząc nasze usta. Nie potrzebowałem niczego więcej. W twoich pocałunkach mogłem wyczuć, że jesteś pewien tego, co robisz. Dokończyłem rozpinanie twojej koszuli, schodząc od razu pocałunkami na twoją szyję. Zostawiłem tam parę różowych śladów, starając się jednak być delikatnym. Spojrzałem na twoje ciało. Na twojej białej i idealnej skórze pojawiło się tyle blizn, a dalej byłeś piękny. Przejechałem po każdym z tych bolesnych śladów językiem, słysząc twój cichy zadowolony jęk. Reszta ubrań moich jak i twoich szybko wylądowała na podłodze. Długo nie robiłem nic poza całowaniem cię i lekkim ocieraniem się o twoje ciało. Każdy twój pojedynczy zniecierpliwiony jęk był dla mnie najcudowniejszym na świecie.
- Donghae.. Nie mogę.. - w końcu wyszeptałeś, ledwo łapiąc oddech. Złożyłem ostatni pocałunek na twoich ustach, zanim oparłem się na łokciach. Powoli wszedłem w ciebie, czując jak wbijasz paznokcie w skórę na moich plecach. Odchyliłeś głowę z rozkoszy, dając mi lepszy dostęp do twojej wrażliwej skóry w tym miejscu. Moje biodra same zaczęły pracować, synchronizując się z twoim ciałem. Dawałem ci dokładnie to, czego chciałeś, a ty odpłacałeś się tym samym. W pewnym momencie twoja twarz zaczęła być rozmyta, dźwięki docierały do moich uszu z opóźnieniem, a mój mózg nie mógł przetwarzać informacje. Ciepło które wydostało się z twojego ciała między nami, dodatkowo podgrzało temperaturę w pokoju. Zacisnąłem pięści, nie mogąc dłużej. Złączyłem nasze usta, dochodząc w tobie. Po chwili jednak totalnie opadłem z sił, a wszystko zaczęło wracać do normy. Znów wyraźnie widziałem twoją piękną twarz.
- Kocham cię.. Naprawdę, Hyukjae, ja.. To co się stało wtedy..
- W porządku. Też cię kocham. Nigdy nie przestałem. - wyszeptałeś swoimi uspokajającym tonem. Uśmiechnąłem się lekko, kładąc obok ciebie. Tak powinno być zawsze.
Tak powinno zostać na zawsze.
I zostało.
Kocham cię.

4 komentarze:

  1. Wiedzialam, wiedziałam, wiedziałam, że on żyje <33 Nie mógł umrzeć. Piękne zakończenie <3
    Dreszcze mnie przechodziły jak to czytałam.
    Idealny koniec <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Chcę Ci podziękować za to piękne opowiadanie. Wiesz, że gdybyś nadała im inne imiona to mogłabyś wydać książkę 'It's war'? Idealne. Wiesz też, że bardzo kocham Twój styl. Czytając to zakończenie płakałam, naprawdę. Do tej pory nie mogę zebrać myśli. Dlatego też masz nie porzucać pisania, masz niezwykły talent.
    Weny i udanego wyjazdy, a raczej wylotu~

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś prze boska .. Na prawdę świetne opowiadanie. Dziękuję ~ <3

    OdpowiedzUsuń
  4. It's war było przecudownym opowiadaniem. Lepszego zakończenia nie mogłam sobie wymarzyć. Prawia poleciały łzy szczęścia. Dziękuję Ci za każdy rozdział. Kontynuuj dalej pisanie, łap wenę i ciesz się z pisania! Pozdrawiam serdecznie i dziękuję!
    ʕ·ᴥ·ʔ

    OdpowiedzUsuń