wtorek, 30 października 2012

Rozdział V


Dźwięk budzika tego dnia wydawał się nadzwyczaj irytujący. Uchyliłem powoli powieki, przewracając się na łóżku. Czułem się wyjątkowo zmęczony i pozbawiony życia. Nie miałem ochoty wstawać na poranny trening. Właściwie i tak nie musiałem tego robić. Jako prawa ręka oficera obowiązywały mnie inne zasady niż innych.
- Oficer wywlókł go siłą z łóżka godzinę temu..
- Cały czas biega w tym deszczu..
- Oficer przesadza, przecież on jest nowy..
- Właściwie to mi go szkoda..
Otworzyłem gwałtownie oczy i wstałem. Spojrzenia wszystkich chłopaków skierowały się w moją stronę i zaczęli mi się przyglądać zdziwieni. Nigdy nie reagowałem na nic tak emocjonalnie, musieli być bardzo ciekawi.
- O czym wy gadacie? – rzuciłem do nich, przeskakując spojrzeniem od jednego do drugiego.
- O Hyukjae. Oficer kazał mu wstać wcześniej i iść ćwiczyć.
Zacisnąłem pięści, zamykając oczy. Wziąłem kilka głębszych oddechów dla uspokojenia. Założyłem ciepłą bluzę i ruszyłem na plac ćwiczeń. Nie mogłem uwierzyć, że oficer naprawdę to zrobił.
Zobaczyłem cię z daleka. Deszcz skutecznie przysłaniał mi widok, ale mimo to spostrzegłem kilka rzeczy. Biegłeś, co kilka kroków niebezpiecznie upadając na kolana lub ręce. Mimo to podnosiłeś się po chwili i ruszałeś dalej, tylko po to, żeby powtórzyć upadek. Byłeś cały w błocie: twoje ubranie, dłonie, włosy, a nawet twarz. Spojrzałem nieco dalej, tam gdzie pod dachem stał oficer. Ruszyłem w tamtą stronę. Nie wiedziałem, co chciałem mu powiedzieć. Miałem nadzieję ci pomóc. Nie mogłem patrzeć na twój kolejny upadek, tym razem wylądowałeś twarzą w błocie i trochę dłużej zajęło ci powstanie na nogi.
- Oficerze? Co to.. Ma znaczyć? – zapytałem, kiedy znalazłem się pod dachem tuż obok niego.
- Donghae, jak miło że wstałeś. Muszę jechać po rozkazy, więc dokończysz za mnie trening nowego. Tylko pamiętaj, ma być ciężej niż kiedykolwiek. – odpowiedział mi z wrednym uśmiechem, obserwując, jak po raz już nie wiem który, upadasz. – Ten mały jest całkiem wytrzymały.. Zmęcz go jeszcze bardziej.
- Ale.. On ledwo żyje.. – mruknąłem, nie wierząc w słowa mojego przełożonego. Prowadzenie morderczych treningów dla reszty chłopaków to była moja specjalność, ale jak mogłem zrobić coś takiego tobie?
- Hm? Od kiedy obchodzi cię samopoczucie jakiegoś śmiecia? – zapytał, przyglądając mi się badawczo. Przegryzłem dolną wargę, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Oficer nachylił się do mnie, tak aby jego usta były zaraz przy moim uchu. – A może go znasz? Hm? Chciałbyś mu odpuścić? Jeśli ty go nie wykończysz, ja to zrobię.. – szepnął, odsuwając się ode mnie z obrzydliwym uśmiechem. Przeszły mnie dreszcze. Nie wiedziałem, co robić. Wybrałem najlepszą opcję. A przynajmniej wtedy myślałem, że to jest dobre wyjście.
- Nie znam go. – odpowiedziałem drżącym głosem, patrząc w twoją stronę. Znowu leżałeś. Ale nie podnosiłeś się. Właściwie to nawet się nie ruszałeś, a ja nie mogłem ci pomóc. Nie mogłem, bo czułem na sobie wzrok oficera.
- Wiesz co z nim zrobić. – powiedział i odwrócił się, ruszając do swojego samochodu. Kiedy już myślałem, że się od niego uwolniłem, chciałem wybiec ci pomóc, ale zatrzymał się w pół kroku. – A jutro urządzimy sobie małe zawody, więc przygotuj chłopaków.
Pokiwałem tylko głową, nie zastanawiając się nawet, co miał na myśli. Poczekałem, aż jego samochód zniknie z terenu ośrodka szkoleniowego i dopiero wtedy ruszyłem biegiem w twoją stronę. Im bliżej ciebie byłem, tym większe przerażenie mnie ogarniało. Przyspieszyłem kroku i po chwili stałem już obok ciebie. Nie wiedziałem, co robić. Nogi się pode mną ugięły, kiedy zdałem sobie sprawę, że to wszystko przeze mnie.
- D-Donghae? – usłyszałem twój cichy szept i to właśnie on wybudził mnie ze stanu zawieszenia. Od razu złapałem cię za ramiona i starałem się podnieść. Krzyknąłeś z bólu, ale ja mimo to pomogłem ci stanąć na nogach i przyjrzałem się twojej twarzy.
- Donghae.. boli.. – wymamrotałeś żałośnie, zanim całkowicie uwiesiłeś się na mnie i straciłeś przytomność. Stałem chwilę w deszczu, zastanawiając się, czym sobie zasłużyłem, aby oglądać mojego najlepszego przyjaciela w takim stanie.
Zacisnąłem dłonie na twoim ciele, czując jak łzy przysłaniają mi obraz. Spojrzałem jeszcze raz na twoją bladą twarz. Beznadziejność zalała moje serce, dopóki nie zobaczyłem chłopaków, biegnących w naszą stronę.
- Zanieście go do lekarza. Trening odwołany. – rzuciłem do nich, zostawiając twoje ciało w spokoju. Mój głos drżał i nie byłem w stanie spojrzeć im w oczy. Ruszyłem do budynku, w którym mieściły się kwatery sypialne. Nie mogłem tam zostać. Zauważyliby. Na pewno spostrzegliby, jak na ciebie patrzę. Na pewno donieśliby o tym oficerowi, a wtedy niegdy nie dałby ci spokoju. Ani tobie, ani mnie.
Nauczyłem się tamtego dnia jednej bardzo ważnej rzeczy.
Jeśli chcemy jakoś przeżyć wojsko, musimy trzymać się od siebie z daleka.
Im dalej, tym lepiej.

Nie minęło 10 minut, a jeden z chłopaków pojawił się przy moim łóżku. Uniosłem brew, czekając, aż coś powie. Kibum, bo tak chyba się nazywał, odchrząknął i wziął głęboki oddech.
- Ten nowy.. – zaczął, a ja momentalnie zerwałem się do pozycji stojącej i mierzyłem go zniecierpliwionym spojrzeniem. Myślałem, że nigdy nie dokończy tego zdania. – Ten Hyukjae.. On pytał o ciebie i.. chciał cię widzieć..
Pokiwałem głową i ruszyłem w stronę skrzydła szpitalnego. Serce odbijało się echem w moich uszach, a nogi prowadziły mnie nienaturalnie szybko. W końcu znalazłem się przed drzwiami, ale zatrzymałem rękę na klamce. Bałem się. Teraz już nie pamiętam nawet czego, ale wtedy była to na tyle wielka obawa, że po prostu odwróciłem się i odszedłem stamtąd.
Resztę wieczoru spędziłem leżąc w łóżku. Nie mogłem na niczym skupić myśli, bo się martwiłem. Ale z drugiej strony nie mogłem też zmusić się do wstania i zobaczenia ciebie. Kibum kilka razy posłał w moją stronę dziwne spojrzenie, ale jego też ignorowałem. Ominąłem obiad, jednak na kolacji pojawić się musiałem. Głównie dlatego, iż oficer wracał w godzinach wieczornych. Wciąż nie mogłem pojąć, dlaczego w ogóle przyjechałeś za mną. Nie musiałeś. Nigdy o to nie prosiłem. Co lepsze, nigdy tego nie chciałem. Owszem, tęskniłem jak cholera, ale.. Naprawdę uważałem, że to nie miejsce dla ciebie. I o wiele się nie pomyliłem.
- Donghae? Oficer cię szukał. – usłyszałem głos któregoś z chłopaków. Westchnąłem ciężko na te słowa. Naprawdę nie byłem w nastroju do pogaduszek z tym starym zgredem, ale jakie miałem wyjście?
Wstałem powoli i wywlokłem swoje zwłoki z królewskich sypialni. Ruszyłem prosto do stołówki. Skoro mam rozmawiać z oficerem w kiepskim humorze, to chociaż będę miał pełny żołądek.
Przekroczyłem próg i nie zwracając uwagi na nikogo, ani tym bardziej na ciszę, jaka zapanowała zaraz po moim wejściu, usiadłem przy stoliku przeznaczonym dla wyższych stopniem wojskowym. Nie zdążyłem nawet złapać pałeczek w dłoń, a pan Oh opadł na krzesło naprzeciwko mnie.
- Donghae, nie przesadziłeś? Wiem, że kazałem ci mu pokazać, co to znaczy być w wojsku, ale żeby od razu musiał lądować w łóżku? – zaczął, a ja tylko wzruszyłem ramionami. Nie mogłem nic powiedzieć, byłem pewien, że głos by mi się załamał. W końcu chodziło o ciebie. Przeze mnie byłeś tutaj i przeze mnie wylądowałeś w skrzydle szpitalnym. – Jestem pod wrażeniem. Jesteś lepszy, a może powinienem powiedzieć gorszy, niż myślałem..
Ponownie wzruszyłem ramionami, odkładając pałeczki na stół i chowając trzęsące się dłonie. Nie chciałem tego słuchać, ale musiałem. Głównie po to, aby cię chronić. A przynajmniej wtedy myślałem, że chronię ciebie.
Kolacja minęła na ciągłym wysłuchiwaniu od oficera, jaki to jestem wspaniały. Każda jego pochwała, wywoływała u mnie jeszcze większe poczucie winy, dlatego byłem po części wdzięczny i szczęśliwy, kiedy poszedł odpoczywać do swojego gabinetu. Nie tknąłem jedzenia, ale przez wszystkie mieszające się uczucia, przestałem być głodny.
- Jutro oficer Oh wyda rozkazy, więc chcę widzieć wszystkich o 5 na placu ćwiczeń. Żadnych spóźnień. A teraz do łóżek. – rzuciłem w stronę chłopaków i wyszedłem ze stołówki. Wiedziałem, że muszę do ciebie pójść, ale nie miałem odwagi.
Nie potrafiłem zmrużyć oka tej nocy. Bezcelowo przewracałem się z boku na bok, licząc na znalezienie tej jedynej, cudownej pozycji w której spotkam Morfeusza, ale nic z tego. Byłem świadomy, co muszę zrobić, aby być spokojnym i usnąć. Musiałem cię zobaczyć.
Wstałem po cichu, sprawdzając czy wszyscy śpią. W końcu nikt nie mógł zobaczyć, że wychodzę. Cała czwórka pochrapywała, więc nabrałem pewności i jak najszybciej opuściłem pokój. Bezszelestnie przebiegłem obok gabinetu oficera i tak znalazłem się pod drzwiami do sali szpitalnej. Uchyliłem powoli drzwi, wypatrując twojego łóżka. Od razu zauważyłem twoje białe włosy, które wystawały spod cienkiego koca. Podszedłem bliżej, zastanawiając się, dlaczego nie dali ci czegoś cieplejszego. Mogłem chociaż przynieść swoją kołdrę.
- Donghae?! – wykrzyknąłeś nagle, a ja momentalnie zakryłem twoje usta dłonią, rozglądając się po sali. Kiedy upewniłem się, że nikt nie nadchodzi, zabrałem rękę i spojrzałem na ciebie. Rozczochrane włosy, blada twarz, ciemne oczy w których mogłem zobaczyć zbierające się łzy i wielki uśmiech. Tak, to stanowczo byłeś ty. Ale wciąż nie mogłem w to uwierzyć.
- Donghae.. Tęskniłem. – powiedziałeś spokojnym i naturalnym głosem. Nie mogłem rozumieć, jak głupi byłeś, nie zdając sobie sprawy z tego, w co się wpakowałeś.
- Mogę wiedzieć, co tutaj robisz? – zapytałem cicho, odwracając wzrok. Chciałem odwzajemnić twój uśmiech, chciałem cię przytulić i powiedzieć, jak cieszę się, że cię widzę, ale nie mogłem. Dla dobra nas obu.
- Przecież już powiedziałem, tęskniłem, więc jestem. – wciąż twój głos brzmiał radośnie. Naprawdę byłeś szczęśliwy, że mnie widziałeś, prawda?
- Nie powinno cię tu być. Nigdy nie prosiłem, żebyś przyjeżdżał. Po co to wszystko? Powinieneś być w domu, do jasnej cholery, Hyukjae. – mój głos był sztuczny i zimny. Nawet przy tobie zachowałem ten ton. Ton, którego nauczyłem się właśnie w wojsku. Ton, który tak bardzo znienawidziłeś potem.
Nie odpowiadałeś chwilę, a kątem oka mogłem zobaczyć, jak przegryzasz wargę i wpatrujesz się we mnie oczami błyszczącymi od słonych kropel.
- Ale Donghae.. Ja tylko.. – zacząłeś, ale pierwsza łza ci przerwała. Nieporadnie wytarłeś ją przydługim rękawem wojskowej piżamy. – Chciałem cię zobaczyć. Donghae, zrozum.. Musiałem cię zobaczyć.
Zamknąłem oczy, oddychając powoli. Moje serce znów rozpoczęło swój szybki taniec z żebrami w klatce piersiowej, a w mojej głowie toczyła się wielka walka. Naprawdę pragnąłem teraz cię przytulić i powiedzieć, że ja też tęskniłem, ale z drugiej strony musiałem uważać. Jeden głupi ruch i oficer się połapie. Zabierze mi moje przywileje. Ta, żeby tylko. Prawdopodobnie uczyni całe dwa lata naszej służby wojskowej istnym piekłem na ziemi.
Spojrzałem na ciebie i uczucia wygrały. Moje ramiona same oplotły się wokół twojej talii i przyciągnąłem cię do siebie tak blisko, na ile to było tylko możliwe. Nie widziałem cię, ale byłem pewien, że się uśmiechasz.
Trochę to trwało, ale w końcu odsunąłem się od ciebie. Stanąłem na proste nogi i byłem gotowy do wyjścia, kiedy poczułem, jak łapiesz mnie za rękę.
- D-Donghae.. Bo ten.. strasznie tu zimno.. – wyszeptałeś, spuszczając głowę tak nisko, że grzywka przysłoniła ci całą twarz.
- I?
- M-Możesz.. zostać ze mną dzisiaj? Proszę..

________________________________________________________________________________________________

więc.. dawno nic nie pisałam i naprawdę przepraszam :C
tak czy inaczej - jest piąty rozdział!
przyznam, że napisałam go już dawno, ale wydawało (i wciąż wydaje) mi się, że jest strasznie szitowy..
jednak dzisiaj postanowiłam go dodać i pozwolić Wam ocenić, ponieważ przeczytałam super miły komentarz od Weroniki Kawki (mogę tak skrócić Twoje nazwisko? )<3
no to.. kocham Was <3

a! zapomniałam prawie!
tradycyjnie bardzo przepraszam za wszystkie błędy (:


5 komentarzy:

  1. Uu, jak się ucieszyłam na widok nowego rozdziału <33

    AAA, biedny Hyukie :c Żal mi go, Donghae również, że muszą się męczyć w tym wojsku... i jeszcze, że Donghae musi udawać zimnego w sercu :c Czekam na dalsze rozwinięcie z ciekawością! :D
    Podoba mi się, jak opisujesz to wszystko <3

    Weny! :DD

    OdpowiedzUsuń
  2. Tradycyjnie: nie ma błędów, więc nie zawracaj sobie głowy na jakieś tam głupie błędy, bo ludzie ogólnie czytają i na to nie patrzą, patrzą na treść (przynajmniej ja tak mam ^^)/. Rozdział świetny i mam nadzieję, że oficer odczepi się od Eunhyuka (chociaż to pewnie niemożliwe) i że wszystko się jakoś ułoży. Do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Najpierw..... "Kawka", omg XDDD Lepiej mów mi Vey albo Veyookie, dobra? XDD~~~
    No i dwa. Ach, żal mi Hyukjae T^T Zupełnie nie ogarniam, czemu ten oficer taki okrutny, ech. Przeca to nieładnie tak się znęcać :< A Hae też po dupsku powinien dostać. Mnie nie obchodziłyby skutki, tylko to, żeby druga osoba była szczęśliwa. Tak więc na jego miejscu byłabym milsza i łagodniejsza dla Hyuka :<
    Ach, no i powiem Ci, że jestem zbolem i wiesz, czekam na coś w stylu akcji pod wspólnym prysznicem, czy jakoś tak. XDD
    No i dodam jeszcze, że ładnie piszesz. Masz taki lekki styl, taki jakiś nie specjalnie wyrafinowany, ale też nie jakiś słaby, marny. Taki, ideolko *^*
    Pisaj i dodawaj następną część szybciej, "prizu" <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Oesu, jak ja długo już ten blog czytam. ;__: zakochałam się w Twoich opowiadaniach, serio. Sama ostatnio założyłam bloga, więc z wielką chęcią dodam Cię do siebie w linkach, i będzie mi bardzo miło, jeżeli będziesz powiadamiać mnie o nowych notkach. Dziękuję. <3
    [exo-krisus.blogspot.com] ~ <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy następna część? :c

    OdpowiedzUsuń