piątek, 18 listopada 2011

don't go, please. (HanChul)

Wracałem w stanie lekkiej nietrzeźwości, zwiedzając całą powierzchnię chodnika. Nie żebym się zataczał, po prostu miałem kaprys iść od krawężnika do krawężnika. Ktoś mi zabroni? Oczywiście, że nie. Jestem Kim Heechul, wszechmogący i najprzystojniejszy król Seulu. Głęboko w poważaniu mam to co myślą ci wszyscy ludzi omijający mnie teraz z daleka. Pijany czy nie i tak byłem niebezpieczny, ludzie ze złamanym sercem są nieobliczalni, więc lepiej żeby mi nikt w drogę teraz nie wchodził. 
Ale może wrócimy do tego dlaczego jestem w tak żałosnym stanie. Nawet ludzie idealni mają problemy, prawda? Mój problem nazywał się Han Geng. Od debiutu Super Junior byliśmy przyjaciółmi, dość bliskimi, jeśli można to tak nazwać. Chociaż właściwie ja zawsze czułem do niego coś więcej. Coś czego nie umiałem nazwać. Coś szczególnego. Miesiące mijały, a ja dalej nie potrafiłem pojąć co takiego sprawia, że serce mięknie mi na jego widok. Co to ma do bycia nachlanym? Dzisiaj oświadczył wszystkim członkom zespołu, że odchodzi. Tak po prostu. Wtedy nie wytrzymałem i wybiegłem z sali trzaskając drzwiami. Nogi same zaprowadziły mnie do jakiejś obskurnej speluny. Między łykami gorzkiego płynu, który niemiłosiernie palił w gardle, zadawałem sobie pytania. Kolejne myśli powodowały tylko większy ból w sercu, którego nawet ogień alkoholu nie był w stanie wypalić. Zastanawiałem się dlaczego chociaż byliśmy przyjaciółmi nic mi nie powiedział. Jeszcze wczoraj wszystko było dobrze, śmiał się, a dzisiaj oświadcza jak gdyby nigdy nic, bez żadnego uczucia na twarzy, że wyjeżdża. 
No i tak właśnie trafiłem tutaj, pijany, zmarznięty, z zaschniętymi łzami na policzkach szwendam się po ulicach, starając się znaleźć drogę do domu. Nigdy chyba nie wyglądałem bardziej żałośnie. Wszystko przez niego, wszystko przez ten jego melodyczny śmiech, piękny uśmiech, ciepłe spojrzenie, miękkie włosy i pocieszające dłonie. Nienawidzę w nim wszystkiego, co sprawia, że jest taki wspaniały, wszystkiego, co sprawia, że czuję do niego coraz większą słabość. 
Nie licząc kilku uderzeń w drzewa, ludzi i latarnie oraz tego, iż prawie przejechała mnie czerwona ciężarówka to bezpiecznie dotarłem do drzwi wejściowych wspólnego domu Super Junior. Modląc się w duchu o to, aby nie było go w salonie, szarpnąłem za klamkę.
- Heechul-sii! - usłyszałem głos Han Geng'a, oczywiście pojawił się obok mnie z szybkością światła. I na co ja się modliłem? Muszę pamiętać, aby nawrzucać pastorowi Siwon'owi za to, że jego modlitwy i rozmowy z bogiem nie działają. Nie obdarzając stojącego obok mnie chłopaka nawet jednym spojrzeniem zdjąłem buty, potem kurtkę. Wszystko pięknie, gdyby nie fakt, iż gdy postawiłem pierwszy krok, straciłem równowagę i runąłem prosto na Han Geng'a. A ten oczywiście mnie złapał, bo musi udawać pieprzonego rycerza w złotej zbroi, mógł mi pozwolić zaryć nosem w parkiet, byłoby w porządku.
- Heechul-ssi?
Przestań do mnie mówić tak oficjalnie, kretynie. Ależ ja jestem w swoich myślach elokwentny, a tak to nawet nie mam odwagi na niego spojrzeć. Wyrwałem się jakoś z jego objęć. Bez słowa, bez nawet spojrzenia na niego, poszedłem do łazienki szybko zamykając za sobą drzwi. Usłyszałem coś co było chyba westchnieniem smutku. On był smutny?! To ja tu mam powód żeby byc smutnym. To on mnie zostawia, a nie ja jego. To on jest tutaj niesprawiedliwy, jasne?
Obmyłem kilka razy twarz zimną wodą. Nie pomogło. Kiedy zobaczyłem swoje odbicie w lustrze sam się przeraziłem. Ale nie miałem ochoty tego naprawiać, teraz mogę wyglądać jak chce, już nie mam dla kogo starać się być ładnym. 
Ciche pukanie do drzwi. 
Nie odpowiedziałem, bałem się albo po prostu nie wiedziałem co powiedzieć.
Kolejne pukanie. 
- Heechul-sii? W porządku?
Nie kurwa, nic nie jest w porządku.
- T-tak. - odpowiedziałem cicho, mając nadzieję, że na tym ta żałosna konwersacja się skończy. 
- Możemy porozmawiać? - zapytał cicho, głos mu drżał.
Zebrałem resztki sił i otworzyłem drzwi od łazienki.
- Co? - powiedziałem chyba zbyt ostro, bo w oczach miał przerażenie. Wlepiłem wzrok w jego piękne tęczówki, tak bardzo chciałbym żeby został, ale nie powiem mu tego. To jego życie.
- Chodzi o mój wyjazd..
Domyśliłem się, że przecież nie będzie chciał ze mną rozmawiać o tym która z członkiń SNSD ma najdłuższe nogi. Kiwnąłem głową żeby zachęcić go do mówienia, jednak on wyglądał jakby walczył sam ze sobą. W końcu jego twarz wróciła do normy i pojawił się lekki uśmiech. 
- Zanim wyjadę chcę, abyś coś wiedział..  jesteś moim przyjacielem i zawsze będziesz. Chiny nie są daleko, odwiedzaj mnie, dobrze? - tyle udało mi się zrozumieć, bo po chwili dodał coś po chińsku. Wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się sztucznie. Czemu tak bardzo boli mnie serce?
- Jasne. - odpowiedziałem krótko i poczułem jak nowe łzy napływają mi do oczu, więc zamknąłem mu szybko drzwi przed nosem. Nie mógł widzieć moich łez. Znów dotarło do moich uszu ciche westchnienie i kilka słów po chińsku, jedyne co zrozumiałem to przekleństwa. Dalej były tylko kroki, znów gadka po chińsku i trzaśnięcie drzwiami. Odetchnąłem z ulgą i praktycznie w tej samej chwili z moich oczy uwolniły się słone krople. Pozwoliłem im płynąć swobodnie, a sam zacisnąłem palce na koszulce na wysokości serca, miałem nadzieję, że chociaz to zmiejszy okropny ból w mojej klatce piersiowej. 
Nie mogę płakać, nie mogę pozwolić, aby ktoś z zespołu zauważył. Wyszedłem z łazienki, nikogo nie było, jak dobrze. Szybko zamknąłem się w swoim pokoju. Dzięki ci panie za własny pokój. Jednak, kiedy juz się miałem położyć zobaczyłem na pościeli małą karteczkę. Oczywiście od Han Geng'a, od razu mogłem to stwierdzić, pomylił znaki w każdym wyrazie. Odczytałem napis i od razu położyłem się pod kołdrą, zakrywając twarz poduszką i pozwalając moim łzom znów płynąć. W głownie powtarzałem słowa napisane przez Han Geng'a. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz