sobota, 26 listopada 2011

Don't go, please. (HanChul)

Nawet nie zorientowałem się, że zaczęło świtać. Zmęczony płaczem w końcu usnąłem. Kiedy się obudziłem czułem się jeszcze gorzej. A okropieństwo całej sytuacji dotarło do mnie wraz z wiadomością która jest godzina. 8:27, co oznacza, że samolot Han Geng'a odleci równo za 1h i 33min. Jak oparzony wyskoczyłem z łóżka, oczywiście przy okazji uderzając mocno małym palcem u nogi w róg szafki nocnej. Szatański mebel. Kuśtykając przez ból, doczołgałem się do drzwi i tutaj się zawahałem. Nie sądzę, abym był w stanie pożegnać go z uśmiechem na twarzy, a nawet jeśli jakimś cudem by mi się udało to wewnętrzny ból byłby nie do zniesienia. Już teraz dyskomfort w sercu jest zbyt silny. Poza tym są marne szanse, że zdążę. Przejechanie przez pół Seulu w tak krótkim czasie jest praktycznie niemożliwe. Ale co jeśli jakimś cudem mi się uda? Co jeśli się rozmyśli i zostanie? Co sobie pomyśli o mnie, swoim przyjacielu, jeśli nie przyjdę go pożegnać? Za dużo myślę, stanowczo za dużo. Jeszcze raz spojrzałem na zegarek, 8:34, zdążę, na pewno. Wybiegłem z pokoju. Oczywiście nikogo nie było, wszyscy pojechali na lotnisko. W kuchni zostawili straszny burdel, ale i kanapki dla mnie. I kolejny krótki liścik od Han Geng'a. Zrobił błędy nawet w najprostszych słowach.

Heechul-ssi, zjedz dużo. Nie chciałem Cię budzić, słodko spałeś. Pracuj ciężko beze mnie.”

Przeczytałem tekst kilka razy, dalej było coś po chińsku, więc nie dane mi było zrozumieć. W pośpiechu ubrałem buty i wybiegłem z mieszkania. Ponieważ nie widziałem w pobliżu żadnej taksówki, rzuciłem się pędem w stronę przystanku autobusowego. Jedna z wielkich maszyn właśnie odjeżdżała. Biegłem za autobusem, jak nienormalny krzycząc do kierowcy. W końcu się zatrzymał, wskoczyłem do pojazdu, grzecznie podziękowałem i zarzuciłem kaptur na głowę. Niechętnie spojrzałem na zegarek, 8:55. Pozostała niewiele ponad godzina. Z naprzeciwka dotarła do mnie rozmowa jakiś dwóch licealistek. Kłóciły się o to czy ja to aby 'nie ten z Super Junior'. W końcu uzgodniły, że to nie ja, bo wyglądam za brzydko. Naprawdę jest ze mną tak źle, że fani mnie nie poznają? Świetnie. Zza brudnej szyby zobaczyłem budynek lotniska. Teraz to już na pewno zdążę, wskazówki zegarka na mojej ręce wskazywały 9:18. Wyszedłem z pojazdu komunikacji miejskiej i zacząłem biec. Po drodze potrącałem ludzi, wpadałem na słupy i nie wyrabiałem na zakrętach, ale to nie było ważne. Ważne było tylko to żeby jakoś zdążyć. Sam nie wiem czy oczekuję, że on zostanie. Chcę go tylko zobaczyć, nawet nie muszę z nim rozmawiać, pragnę go tylko dobrze zapamiętać. Łzy znowu cisnęły mi się do oczu, a serce niemiłosiernie kuło. W końcu dotarłem na lotnisko. Złapałem oddech i znów zacząłem biegać, tym razem w celu znalezienia Han Geng'a. Godzina odlotu zbliżała się, a ja dalej nigdzie go nie widziałem.
- Heechul-ssi, przyszedłeś.
Odwróciłem się z prędkością światła. Był tam, Han Geng tam stał, z rękami w kieszeniach i lekkim uśmiechem, smutnym uśmiechem. Język odmówił mi posłuszeństwa, a serce boleśnie obijało się o żebra. Chciałem płakać, paść na kolana i błagać by został, a jedyne co wyszło z moich ust to westchnienie. I nie wytrzymałem, z kącika oka po moim policzku spłynęła jedna, samotna łza. Han Geng zmniejszył przestrzeń dzielącą nas w ułamku sekundy i otarł ją swoją jak zawsze ciepłą dłonią.
- Uśmiechnij się. - powiedział cicho, za cicho co dało efekt jakby głos mu się łamał. Jak mam go pożegnać z uśmiechem skoro moje serce błaga by został?
- Czytałeś moje karteczki? - zapytał nagle, uśmiechając się trochę radośniej. W odpowiedzi kiwnąłem potwierdzająco głową. Uniósł brew i zrobił się szczęśliwy jak mały szczeniaczek.
- Wiesz, że nie rozumiem chińskiego. - odpowiedziałem, a on strasznie posmutniał. Otworzyłem usta żeby coś dodać, ale w tym momencie zaczęli wywoływać pasażerów z jego lotu.
- Jestem kiepski w pożegnaniach. Napisałem wszystko w tym liście, ale błagam, przeczytaj go dopiero, kiedy będę już w samolocie. Dbaj o siebie. - wyrzucił z siebie z prędkością światła, wsunął mi do kieszeni kopertę, lekko przytulił i pobiegł w głąb lotniska. Ani raz się nie odwrócił. Podczas gdy ja nie byłem zdolny nawet się poruszyć. Wpatrywałem się w jego oddalające się plecy do chwili aż zamieniły się w mały punkcik, a następnie całkowicie zniknęły. Wziąłem głęboki wdech. Odszukałem ławkę blisko okna z widokiem na odlatujące samoloty i drżącymi dłońmi wyjąłem list od Han Geng'a. Chwilę przyglądałem się niebieskiej kopercie, opuszkami palców jeżdżąc po jej brzegach. Kolejny głęboki wdech. Wyjąłem ostrożnie list i rozwinąłem go. Spojrzałem na lekko koślawe znaki mojego przyjaciela. Z jakiegoś powodu wydały mi się śmieszne i uśmiechnąłem się. Kolejny głęboki wdech i zacząłem czytać.

Heechul-ssi

Piszę ten list, ponieważ nie potrafię Ci tego powiedzieć prosto w twarz. Jestem tchórzem, przepraszam. Kiedy to czytasz pewnie jestem już w samolocie i prawdopodobnie płaczę. Nawet pisząc ten list nie mogę powstrzymać łez.
Odkąd pamiętam byliśmy przyjaciółmi i uważam, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, gdyż zawsze byłeś blisko.
Musisz wiedzieć, że zawsze Cię podziwiałem. Chciałem być taki jak Ty. Przyglądałem Ci się zawsze uważnie i w milczeniu odgadywałem co mógł oznaczać ruch Twoich źrenic.
Dziękuję Ci za wszystko, za to co dla mnie zrobiłeś.
Przepraszam, że nie mogę być przy Tobie, ale nie jestem na tyle silny. Wypluwam krew otwartą raną w moim sercu, kiedy jesteś blisko. Za każdym razem, gdy na mnie patrzysz czy mnie dotykasz, ból zaciska mi pętle na szyi.
Jeśli to prawda, że samotność jest mordercą to umrę, bo bez Ciebie jestem nikim, jestem pusty.
Nie chcę być sam, Heechul-ssi, boję się tego, ale zostanie przy Tobie jest jeszcze bardziej bolesne.
Z czasem o mnie zapomnisz.
Za wszystko winię siebie, wybacz mi moje wszystkie pomyłki, mój egoizm i to, że Cię zostawiam.
Jeszcze raz, dziękuję za wszystko.
Heechul-ssi, proszę nie bądź smutny i uśmiechaj się tak często jak zwykle. Uwielbiam Twój uśmiech.

Twój przyjaciel,
Han Geng

Na tym list się kończył. Przeczytałem go jeszcze kilka razy. Za każdym razem jego słowa dotkliwiej mnie raniły. Dlaczego nic nie zauważyłem? Dlaczego nigdy nic mi nie powiedział? Podniosłem wzrok znad kartki i wlepiłem spojrzenie w szybę. Niewiele widziałem przez łzy, które zalały mi źrenice. Pozwoliłem im płynąć, a każda po odbyciu drogi przez mój policzek lądowała na liści,e rozmazując słowa. Zacisnąłem dłonie na kartce przez co papier się trochę pogniótł. Jakiś samolot właśnie wystartował, według tablicy odlotów był to jego samolot. Wpatrywałem się w maszynę lecącą ku niebu, która z czasem stawała się coraz mniejsza, tak samo jak wcześniej plecy Han Geng'a. W końcu całkowicie zniknęła i w tym samym momencie moje łzy przestały płynąć. Będę silny, dla niego. On nie chciał żebym płakał. Podniosłem się z ławki i podszedłem do szyby.
- Kocham Cię, Han Geng. - wyszeptałem, a na szybie powstało małe kółeczko pary z mojego oddechu. Palcem wskazującym narysowałem w tym miejscu małe serduszko.
- Przysięgam na to serce, że sprowadzę cię do domu.
Kiedy dotarłem do mieszkania wszyscy już tam byli. Atmosfera była prawie jak na pogrzebie. Nawet Leeteuk i Eunhyuk tępo gapili się w ścianę. Zdjąłem buty i rzuciłem się na kanapę, obdarzając wszystkich moim powalającym uśmiechem. Po ich minach mogłem wywnioskować, że raczej nie podzielają mojego entuzjazmu.
- Han Geng nie byłby raczej szczęśliwy z myślą, że zachowujecie się jakby umarł. - rzuciłem obrzucając ich wszystkich spojrzeniem z grupy „jestem tego pewny, więc słuchajcie się hyung'a”. - On wróci. - dodałem, kiedy nikt nie zareagował na moje poprzednie słowa i ruszyłem w kierunku kuchni by zrobić coś do jedzenia. Mogłem się domyślić jak wszyscy spojrzeli po sobie z zapytaniem w oczach skąd u mnie ta pewność. Oparłem się o blat, patrząc na zachodzące słońce za kuchennym oknem. Ja jestem więcej niż pewny, że on wróci, sam tego dopilnuję.
- Bezpiecznej podróży, Han Geng. - powiedziałem do nieba i zacząłem przygotowywać jedzenie dla reszty zespołu. Nigdy nie gotowałem, ale najwyższy czas spróbować. Będę pracować ciężko, tak jak on chciał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz