środa, 30 listopada 2011

Don't go, please. (HanChul)

Han Geng POV

Samolot bezpiecznie wylądował na lotnisku w Pekinie. Szkoda, miałem nadzieję, że rozbije się gdzieś po drodze i i będzie święty spokój. Jak widać nie dane jest mi jeszcze umrzeć. Ledwo postawiłem pierwszy krok na ziemi chińskiej, a już chciałem zawrócić. To głupie, ale czułem się tu obco. To już nie jest mój kraj, moje miejsce jest przy Heechul'u. A przynajmniej chciałbym żeby tak było. Westchnąłem ciężko. Tak bardzo nie chce tu być. Idąc w stronę taksówki wyjąłem telefon. Błyskawicznie odszukałem numer Eunhyuk'a i zadzwoniłem. Po kilku sygnałach usłyszałem odpowiedź w słuchawce.
- Han Kyung?! Ej, ludzie to on!
- Eunhyuk, zamknij się i cichutko, z uśmiechem odjedź jak najdalej od Heechul'a.
Chwila ciszy, która pewnie oznaczała jego zmieszanie, ale następnie dało się słyszeć jak powoli i niezdarnie podnosi się z podłogi i zamyka za sobą drzwi.
- Han Kyung? O co właściwie chodzi?
Ciężkie pytanie na które odpowiedź jest dość oczywista, ale przecież mu nie powiem, że się zakochałem w koledze z zespołu i dlatego musiałem uciec do innego kraju.
- To skomplikowane. - odpowiedziałem dyplomatycznie. - Ale teraz słuchaj..
- To prawda, że wrócisz? - przerwał mi, wyjątkowo niekulturalnie.
- Skąd taki pomysł?
- Heechul tak powiedział. Wrócił z lotniska i powiedział, że na pewno wrócisz do nas.
Poczułem jak serce podchodzi mi do gardła. Przeczytał mój list i dalej chce żebym wrócił?
- Posłuchaj, będę do ciebie dzwonił co jakiś czas. Nikt, ale to nikt nie może o tym wiedzieć, a najbardziej ze wszystkich właśnie Heechul. Co on robi teraz?
- Gotuje.
- CO ?!
- No, gotuje. Wiem, że to wręcz nierealne, ale jak tylko przyszedł, powiedział kilka słów i zamknął się w kuchni.
Coś było stanowczo nie w porządku. Heechul w kuchni? Przecież to jest niemożliwe. A może po przeczytaniu listu postanowił naprawdę ciężko pracować? Ale raczej wątpię by sobie aż tak wziął moje słowa do serca.
- Han Kyung? - z zamyśleń wyrwał mnie głos Eunhyuk'a. - Bo wiesz, zadzwoniłeś do mnie, a gadasz tylko o Heechul'u. Może po prostu do niego zadzwoń?
- Podróż była bezpieczna, właśnie jadę do hotelu i..
- Powiedz mi coś – znów mi przerwał, kto go w ogóle kultury uczył? - Ty go kochasz, prawda? - zapytał tak naturalnym tonem jak gdyby to było coś najnormalniejszego na świecie. Głos ugrzązł mi w gardle i nie byłem w stanie nic powiedzieć.
- Czyli tak. - odpowiedział sam sobie, a ja pomimo, że nie mnie nie widział zrobiłem się czerwony na twarzy.
- Skąd wiesz? - wydukałem powoli i z przerażeniem, jeśli Eunhyuk wie to Heechul na pewno to też, dlatego czasami tak na mnie patrzył, jakby się mnie bał.
- To widać z daleka, debilu. Prawie się śliniłeś jak chodził po domu w samych bokserkach. Wszyscy wiedzą. No, chociaż sam zainteresowany zdaje się nic nie wiedzieć, kolejny kretyn. - mówił to tak przyjaźnie, że na moją twarz sam wkradł się uśmiech, a do oczu napłynęły łzy. Już za nimi wszystkimi cholernie tęskniłem.
- Mógłbyś..
- To zatrzymać dla siebie? Jasne. - po raz który mi już przerwał? - I nie musisz mi dziękować. Wracaj szybko i uważaj na to co jesz. - dodał i rozłączył się. Wsadziłem telefon do kieszeni cicho przeklinając. Sam nie wiem czy ze złości na to niewychowane dziecko czy z ulgi, że wszyscy już wiedzą i zachowują się z tym naturalnie.
Zapłaciłem kierowcy, który okazał się być przemiłym Arabem uwielbiającym Super Junior i dał mi jakieś małe, różowe pudełeczko.
- Dasz to tej swojej ukochanej. - powiedział bardziej łamanym chińskim niż mój koreański, uśmiechnął się i odjechał. Przez chwilę stałem zdziwiony, bo niby skąd Arab mieszkający w Chinach miałby znać koreański, ale jakoś szybko wyleciało mi to z głowy. Prezent od kierowcy wrzuciłem do kieszeni obszernej kurtki i poszedłem do swojego pokoju. W pokoju od razu znalazłem najwygodniejsze miejsce z którego dobrze widać chmury, mianowicie środkowy kawałek podłogi i wyłożyłem się tam na plecach. Nawet chmury w Chinach są inne. O wiele smutniejsze. Poczłapałem do walizki i wyjąłem album ze zdjęciami. Wróciłem na wcześniejsze miejsce i zacząłem go oglądać. Na każdym zdjęciu byłem ja i Heechul. Uśmiechnięci, razem. Na niektórych przytuleni, na innych pokazując znak 'peace', na jeszcze innych, kiedy trzymałem go na rękach czy niosłem na plecach. Ale zawsze z wielkimi uśmiechami na twarzach. Czemu musiałem zepsuć tą idealną przyjaźń? Jakimś głupim uczuciem. Uśmiechnąłem się do zdjęć i przewróciłem na bok, co okazało się nie najlepszym pomysłem, bo coś zaczęło mnie uwierać w żebra. Po kilku minutach nie wytrzymałem i zerwałem się z podłogi zły. Zacząłem wszystko wysypywać z kieszeni. Jakieś kartki, paszport, bilet, pieniądze, długopis, gumy do żucia, nitka dentystyczna i w końcu winowajca mojej niewygody – różowe pudełeczko od Araba. Było naprawdę malutkie, spokojnie mieściło się na dłoni. „Dasz to tej swojej ukochanej” rozbrzmiały mi w głowie słowa taksówkarza. Czyli powinienem dać to Heechul'owi? Już widzę jego minę, pewnie by mu się spodobało, w końcu jest różowe. Drugą dłonią otworzyłem pakuneczek. Moim oczom ukazał się najpiękniejszy naszyjnik jaki w życiu widziałem. Na cieniutkim srebrnym łańcuszku znajdowała się mała gwiazda. Obróciłem wisiorek w dłoniach, z tyłu miała dość miejsca żeby coś tam wygrawerować. Odpowiedni i na pewno cudowny prezent dla ukochanej, gdybym ją miał. Ja mam ukochanego, który pod żadnym pozorem nie może dowiedzieć się o moim uczuciu, więc schowałem to z powrotem do pudełeczka. Wyjrzałem za okno, zapadł wieczór, ulubiona pora dnia Heechul'a. Dlaczego wszystko muszę kojarzyć z nim? Położyłem się na łóżku i wziąłem portfel do ręki. Nawet tutaj miałem jego zdjęcie. Znaczy, miałem zdjęcie całego Super Junior, jednak niechcący całą resztę zasłoniła moja karta stałego klienta biblioteki publicznej. Lekko dotknąłem twarzy Heechul'a na fotografii. Serce dalej niemiłosiernie bolało, a do tego doszła jeszcze cholerna tęsknota i wyrzuty sumienia. Jak to jest, że przy nim cierpię, a bez niego jest jeszcze gorzej? Przewracając się z boku na bok przez resztę wieczoru i nocy sporo myślałem, myślałem o tej miłości, którą teraz czuję nawet mocniej niż na początku. Nie minął nawet jeden dzień. Z czasem nauczę się żyć bez niego, na pewno. Wwiercałem spojrzenie w pusty sufit nade mną. Cholerna pustka i wszechogarniające uczucie samotności. Do tego jeszcze doszły odgłosy miłej parki zza ściany, którzy jak widać lubią dość głośno wyznawać sobie miłość w trakcie stosunku. Kiedy jęki kobiety i przekleństwa faceta stały się nie do zniesienia wyszedłem na balkon. Odszukałem w kieszeni spodni papierosy i zapalniczkę. Nigdy nie paliłem, ale zawsze miałem je przy sobie, gdyby któremuś z chłopaków się zachciało palić. Poza tym Heechul nienawidzi, kiedy ktoś blisko niego dymi lub po prostu śmierdzi tytoniem, podobno to źle wpływa na cerę. Ale teraz jest mi wszystko jedno, więc odpaliłem jednego z żołądkiem zaciśniętym z nerwów. Czułem się jak piętnastolatek palący po kryjomu, cały w strachu przed rodzicami. Tak absurdalne uczucie, aż sam zacząłem się z siebie śmiać. Gdzieś w głębi pokoju zaczął dzwonić mój telefon. Z westchnieniem wyrzuciłem niedopałek za balustradę balkonu i skierowałem się w stronę komórki. Krztusząc się od tytoniu spojrzałem na wyświetlacz. Po numerze od razu poznałem, że to telefon z Chin. Ale kto mógł się dowiedzieć, że tu jestem tak szybko skoro sam nikomu poza chłopakami nie mówiłem, że wyjeżdżam?
- Tak?
- Han Geng, kochanie! - usłyszałem głos mojej matki. Czyli gorzej być nie mogło, teraz na pewno każe mi przyjechać, a to ostatnia rzecz jaką teraz chce robić.
- Mama?
- Jak mogłeś nam nie powiedzieć, że jesteś w Chinach? My tu wszyscy tęsknimy, koniecznie przyjedź w odwiedzimy! Słyszysz? Koniecznie. - moja rodzicielka zawsze za dużo mówiła, muszę jakoś przerwać ten potok słów.
- Mamo, przyjadę jak tylko będę mógł. Na razie jestem w Pekinie i jestem strasznie zajęty. Pozdrów wszystkich, zadzwonię jeszcze. - powiedziałem jak najszybciej i zanim zdążyła mi odpowiedzieć, rozłączyłem się. To nie tak, że nie chciałem z nią rozmawiać, po prostu ona zawsze wie, kiedy coś mnie gryzie. Tym razem też by tak było. Dodatkowo ona nigdy nie spocznie dopóki nie dowie się o co chodzi, a co ja mam jej powiedzieć? Wszystko idzie źle. Miałem tu odpocząć, a jak na razie tylko się dobijam. Z moich głębokich przemyśleń wyrwało mnie burczenie w brzuchu. No tak, należałoby coś zjeść, bo tym sztucznym, gumowatym jedzeniem w samolocie to się nie najadłem. Zostawiając telefon w pokoju wyszedłem za jakąś tradycyjną chińską kolacją. Spacerowałem po ulicach Pekinu, bardziej zapchanych niż te w Seulu. Cały czas przez kogoś potrącany dotarłem w końcu do jakiejś koreańskiej restauracji. Miało być coś chińskiego, ale to też będzie dobre. Wszedłem i chyba z przyzwyczajenia przywitałem się po koreańsku. Usiadłem, a do stolika przysłali mi kelnera, a razem z nim osobę, która miała robić za tłumacza. Wzięli mnie za Koreańczyka. Po wytłumaczeniu całej sytuacji, zjadłem i już byłem w drodze powrotnej do hotelu. Godzina była dość późna, a miałem wrażenie jakby było coraz więcej ludzi kręcących się we wszystkie strony. Zazdrościłem im. Razem ze znajomymi chodzili od klubu do klubu, bez problemów, zmartwień czy choćby złamanego serca. Ale to już zaczyna być żałosne, naprawdę, za bardzo próbuję zrobić z siebie ofiarę. Ja po prostu nie umiem sobie poradzić z tymi uczuciami, one mnie przerastają. Wróciłem do pokoju hotelowego i obiecałem sobie, że następnego ranka wyruszę do domu rodzinnego. Nie dam po sobie poznać, że coś mnie trapi. Mogę to zrobić. Kładąc się do łóżka, chwyciłem za telefon, tak z przyzwyczajenia sprawdzając, która godzina. Na ekranie jednak zamiast godziny zobaczyłem „Masz 1 nieodebrane połączenie”. Byłem więcej niż pewny, że to znowu matka, albo tym razem nasłała ojca. Wzruszyłem ramionami i sprawdziłem kto dzwonił. Otworzyłem szeroko ze zdziwienia oczy, gdy dotarło do mnie, że napis na monitorze głosi „od Heechul”. Dłonie zaczęły mi się trząść i telefon wypadł mi z ręki. Próbując zahamować łzy, które niemiłosiernie chciały zalać mi oczy, rzuciłem się na łózko, wtulając twarz w poduszkę. Tak słaby i żałosny, to właśnie ja – Han Geng.
Następnego dnia z samego rana wymeldowałem się z hotelu i ruszyłem w stronę dworca, żeby znaleźć jakiś pociąg do rodzinnego miasta. To okazało się prostsze niż myślałem, bo mimo iż w Chnach dawno nie byłem, miałem w genach narodową zdolność do wpychania się przed innych ludzi, wykonując zwinne slalomy na całkowicie zapchanych ulicach. Po kilku godzinach spędzonych w pociągu wyszedłem w końcu na ulice mojego miasta docelowego. Wszystko było tutaj tak znajome. Rozkoszowałem się pięknymi widokami, które nasuwało tyle wspomnień. Po co ja w ogóle stąd wyjeżdżałem? Miałem wszystko, rodzinę, przyjaciół i..
- Han Geng! - usłyszałem za sobą kobiecy głos.
Odwróciłem się, oczekując widoku mojej matki, ale to nie była ona. Niestety, mówiąc, że miałem wszystko nie zdążyłem dopowiedzieć, że miałem też dziewczynę, którą zostawiłem bez słowa pożegnania i to właśnie ona stała przede mną. Ubrana w białą sukienkę i czerwony płaszcz wyglądała niesamowicie. Uśmiechnąłem się, a ona od razu do mnie podbiegła i złożyła na moich ustach lekki pocałunek. Zdziwiony i zmieszany miałem ochotę wytrzeć usta, ale powstrzymałem się.
- Co tu robisz? Macie trasę w Chinach? Twoja mama nie mówiła, że przyjedziesz. Ubrałabym się jakoś lepiej. No i umalowała. Nasi rodzice wciąż się przyjaźnią, wiesz? Wszyscy strasznie tęskniliśmy. Twoja mama udaje twardą, ale tak naprawdę płacze z tęsknoty za swoim syneczkiem. Zwłaszcza przez ostatnie tygodnie, kiedy wasz dom spłonął. Mieszka teraz ze mną i moimi rodzicami. Nie wierzę, że to naprawdę ty.. Dobrze wyglądasz, no nie licząc tych worków pod oczami, masz jakieś zmartwienia? Na pewno chcesz iść do mamy? Chodź ze mną, właśnie wracam z pracy. Pracuję w biurze podroży jako sekretarka, wiesz, parzę całe dnie kawę i kseruje dokumenty. Ale mów co u ciebie? Super Junior robi świetną karierę, dobrze, że wyjechałeś... - gadała i gadała, a ja już chyba nawet przestałem jej słuchać. W duszy modliłem się żeby w końcu zabrakło jej powietrza albo coś, ale ona dalej paplała. Westchnąłem raz, drugi, nawet to nie pomagało.
- Tang Yan? - zapytałem w końcu, a ona spojrzała na mnie takim samym wzrokiem jakim ja patrzę na Heechul'a. Zrobiło mi się jej szkoda, serce by jej umarło, gdyby dowiedziała się, że spotykała się z gejem. Co więcej, że jej pierwszy raz był z gejem. - Dużo mówisz.
- Um, wybacz. - powiedziała i zrobiła najsmutniejszą minę jaką kiedykolwiek w życiu widziałem na twarzy kobiety.
- Nie zmieniłaś się nic, zawsze tyle mówiłaś.
- Ty też się nie zmieniłeś, małomówny i dbający o to, aby nie zranić uczuć innych ludzi, jak zawsze. Tęskniłam. - dodała i złapała mnie za rękę. Nie chciałem tego, ale jej mina i co ważniejsze, stalowy uścisk skutecznie uniemożliwił mi wyrwanie ręki. Kiedy tylko dotarliśmy na podwórko przed domem, od razu wybiegli jej rodzice i moja mama. Wszyscy zaczęli mnie ściskać, całować, mówić jak to wyrosłem i jakim stałem się przystojnym mężczyzną.
Po kilku godzinach przekrzykiwania się przez siebie nawzajem, nadszedł czas, aby położyć się spać. Zapytałem grzecznie, gdzie mogę się położyć.
- Z Tang Yan. - powiedziała mi jej matka, a ja zanim zdążyłem zaprotestować zostałem odciągnięty na bok przez ojca mojej byłej/obecnej dziewczyny.
- Tan Yan o to prosiła. Ona na ciebie czekała, cały ten czas. Ściany są grube, więc nie musicie się krępować, jeśli wiesz o co mi chodzi. - wyszeptał mi do ucha i odszedł, poklepując mnie po ramieniu. Ja stałem dalej w miejscu z ustami i oczami otwartymi ze zdziwienia. Musiałem się przesłyszeć. Wszyscy pozamykali się w swoich pokojach, korzystając z okazji, że Tang Yan była pod prysznicem, wślizgnąłem się do pokoju, który z nią dzieliłem i zacząłem ścielić sobie osobne łózko z koców. Nie będę z nią spać, nie mam pojęcia co ci wszyscy ludzie sobie myślą, ale ja nie jestem jeszcze tak sfrustrowany seksualnie. Położyłem się na moim posłaniu i zamknąłem oczy, oddychając głęboko. To był zły pomysł, koszmarny, najgorszy ze wszystkich. Zacząłem powoli usypiać, kiedy rozbudziło mnie coś, co usiadło mi na biodrach. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Tang Yan, ubraną tylko w bieliznę. Uniosłem się na łokciach, chciałem ją jakoś zrzucić czy zrobić cokolwiek.
- Tan Yan to trochę.. - tyle zdążyłem powiedzieć, zanim jej język zwinnie wsunął się między moje wargi. Czułem jak dłońmi napiera na moją klatkę piersiową i lekko gładzi mój slot słoneczny.

Heechul POV

Mijał drugi wieczór bez niego. Atmosfera w domu dalej była nie do zniesienia, a do tego doszedł jeszcze dziwnie zachowujący się Eunhyuk, który nerwowo spoglądał co 5 sekund na wyświetlacz telefonu. Siedzieliśmy wszyscy w salonie, jak zawsze oglądając telewizję. Trzeba było mi przyznać, że trzymałem się całkiem dobrze. Za każdym razem, gdy czułem przygnębiający smutek, czytałem list od Han Geng'a.
Właśnie pokazywali pogodę na świecie na najbliższe dni. Stosunkowo słonecznie w Korei Południowej i wschodnich Chinach. I wtedy poczułem coś, impuls, takie nagłe ukłucie w sercu, które powoduje, że szybciej i łapczywiej łapiesz powietrze do płuc.
- Jadę jutro do Chin. - oświadczyłem wszystkim i zamknąłem się w moim pokoju. Pakowałem się z wielkim bananem na twarzy, chociaż co chwilę przychodził ktoś starający się wybić mi to z głowy, ale ja już postanowiłem. I zdania nie zamierzam zmieniać. Ciesząc się jak małe dziecko z nowej zabawki zamówiłem bilet lotniczy i położyłem się spać z lekkim i pełnym nadziei sercem. Jutro popołudniu będę już z nim, przy nim. Przytulę go mocno i wyznam swoje uczucia.
Oby jutro nadeszło jak najszybciej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz