Han Geng POV
Nawet nie poczułem kiedy wsunęła swoje dłonie za moją koszulkę. Opuszkami palców obrysowywała każdy mój mięsień na brzuchu z osobna. Nie czułem nienawiści do niej, raczej jakieś obrzydzenie do samego siebie. W końcu udało mi się rozdzielić nasze usta. Spojrzałem jej głęboko w oczy.
- Tang Yan, my nie powinniśmy... - zacząłem, lecz ona błyskawicznie mi przerwała.
- Masz kogoś?
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Źle sprecyzowała pytanie, bo w praktyce nie jestem z Heechul'em, ale teoretycznie go kocham i tylko z nim chciałby być.
- Nie. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Więc, o co ci chodzi? Nie pociągam cię? Jestem brzydka?
- Jesteś bardzo ładna, ale ja chyba.. - w tym momencie dłonią pogładziła mojego członka przez materiał spodni, a ja zareagowałem jak każdy zdrowy facet, czyli cicho jęknąłem. Byłem gejem czy nie, kochałem kogoś innego czy nie, moje ciało na takie bodźce mogło odpowiedzieć tylko w taki sposób. Poczułem jak robi mi się gorąco oraz krew zaczyna szybciej płynąć żyłami. Dziewczyna mocniej docisnęła swoje biodra do moich i otarła się zmysłowo o moją męskość. To też nie pozostało bez odpowiedzi z mojej strony. Nie chciałem tego robić. Czułem się z tym strasznie, ale mimo tego nie zaprotestowałem, kiedy znowu mnie pocałowała. Nie przeszkadzało mi też, kiedy zaczęła pozbywać się moich ubrań. Jej ciało nie robiło na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, wiadomo, była zgrabna i w ogóle, ale nie mogła nawet zagrażać Heechul'owi.
- Masz kogoś?
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Źle sprecyzowała pytanie, bo w praktyce nie jestem z Heechul'em, ale teoretycznie go kocham i tylko z nim chciałby być.
- Nie. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Więc, o co ci chodzi? Nie pociągam cię? Jestem brzydka?
- Jesteś bardzo ładna, ale ja chyba.. - w tym momencie dłonią pogładziła mojego członka przez materiał spodni, a ja zareagowałem jak każdy zdrowy facet, czyli cicho jęknąłem. Byłem gejem czy nie, kochałem kogoś innego czy nie, moje ciało na takie bodźce mogło odpowiedzieć tylko w taki sposób. Poczułem jak robi mi się gorąco oraz krew zaczyna szybciej płynąć żyłami. Dziewczyna mocniej docisnęła swoje biodra do moich i otarła się zmysłowo o moją męskość. To też nie pozostało bez odpowiedzi z mojej strony. Nie chciałem tego robić. Czułem się z tym strasznie, ale mimo tego nie zaprotestowałem, kiedy znowu mnie pocałowała. Nie przeszkadzało mi też, kiedy zaczęła pozbywać się moich ubrań. Jej ciało nie robiło na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, wiadomo, była zgrabna i w ogóle, ale nie mogła nawet zagrażać Heechul'owi.
Reszta poszła zdumiewająco szybko. Nasze pocałunki stały się chaotyczne, ruchy bioder nieskoordynowane. Jedynie nasze jęki wydawały się być zsynchronizowane. Doszła szybciej niż się tego spodziewałem, mocno wbijając paznokcie w moje plecy. Głupia dziewucha. Zostawiłem ją leżącą na podłodze, zmęczoną i niezdolną nawet do oddychania, a sam wyszedłem przed dom, wcześniej zabierając papierosy z walizki. Odpaliłem jednego i po prostu gapiłem się na żarzący się koniec szlugi. Nie miałem ochoty palić, ale ten zapach w jakiś sposób mnie uspokajał. Wdychałem więc głęboko do płuc szary dym. Co ja zrobiłem? Jak mogłem zdradzić Heechul'a? Oczywiście prawdopodobieństwo tego, że jego by to w ogóle obchodziło wynosi mniej niż 0. Ale ja się czułem okropnie. Miałem ochotę zwymiotować. Mogłem wszystko zrzucić na tę dziwkę. W końcu to ona mi się władowała do łózka, tyle, że przecież ja mam swój mózg. Nie musiałem tego robić. Naprawdę czułem się jak tania dziwka. Zdradziłem jedyną osobę, którą kochałem w ten sposób i to nawet zanim byliśmy parą. Nie zasługuję na niego. Sam jestem sobie winny. Jestem odrażający. Chciałbym to wszystko cofnąć, zmyć to z siebie jakoś. Papieros się wypalił i kiedy ostatnia kupka popiołu dotknęła ziemi, zacząłem płakać. Znów beznadziejny, żałosny Han Geng się objawił. Jestem totalnym kretynem, naprawdę. Już nigdy nie spojrzę Heechul'owi w oczy. Zostanę w tej pierdolonej wiosce, zrobię Tang Yan gromadkę dzieci i będę żyć. Szczęśliwie czy nie, to nieistotne. Ale na pewno już nigdy nie będę w stanie spotkać się z nim twarzą w twarz. To idiotyczne, zakończyć związek, który nawet nie miał początku.
Heechul POV
Ranek nadchodził zdecydowanie za długo, ale kiedy tylko pierwsze promienie słońca wyłoniły się zza wysokich bloków, wyskoczyłem z łóżka. Szczęśliwy, byłem tak cholernie szczęśliwy. Nawet mycie zębów dzisiaj było jakieś inne. Szybko wykonałem wszystkie poranne czystości i wybiegłem z domu, nawet się nie żegnając z resztą. I tak by mnie zabili za obudzenie ich tak wcześnie. W samolocie siedziałem jak na szpilkach, co chwilę zerkając na zegarek, przez co ludzie dziwnie się na mnie patrzyli, ale każdego obdarzyłem promiennym uśmiechem. Po podniebnej podróży w końcu stałem przed hotelem w Pekinie, w którym prawdopodobnie zatrzymał się Han Geng. W podskokach wpadłem do budynku i próbowałem się czegokolwiek dowiedzieć od portiera. Przyprowadzili jakiegoś faceta, który robił za tłumacza, bo mój chiński.. do najlepszych nie należy. Jak się dowiedziałem, Han Geng, owszem, był, ale wczoraj się wymeldował i nie zostawiał żadnej wiadomości. Oczywiście, że nie, bo nie wiedział, że przyjadę. Lekko zmartwiony opuściłem hotel i z budki telefonicznej zadzwoniłem na telefon domowy Super Junior.
- Han Kyung? Heechul pojechał... - odebrał Eunhyuk.
- Hyukie, to ja, Heechul. Mogę wiedzieć czemu myślałeś, że dzwoni Han Geng? - zapytałem lekko wkurzony. Wiedziałem, że ta mała przebiegła małpa coś ukrywała ostatnio.
- Bo dopiero wstałem... zobaczyłem chiński numer i pomyślałem.. - plątał się i widocznie liczył, że mu w te bajki uwierzę, ależ głuptasek.
- Gdzie on jest?
- Nie wiem, Heechul-ssi. Naprawdę, nie wiem! - odpowiedział szybko i w głosie miał coś co bym nazwał desperacją.
- Eunhyuk, jeśli coś wiesz to masz mi powiedzieć, albo przysięgam, że osobiście skopię ci tyłek jak tylko wrócę do Korei, zrozumiałeś?!
- Hyung, ale ja.. nie chciałem..
- Gadaj.
- Mówił coś o matce, o rodzinnym mieście, ale naprawdę nie wiem czy na pewno tam jest..
- Dzięki, rozłączam się.
W tym momencie podjechała taksówka i poprosiłem kierowcę, aby podwiózł mnie na dworzec. Pan, który prowadził był strasznie gadatliwy, co mi w żadnym stopniu nie przeszkadzało, bo mówił po koreańsku. Opowiadał mi, że ostatnio sporo ludzi wozi z tego hotelu na dworzec. Zapytał dokąd się wybieram dalej w swojej podróż i właściwie dlaczego jestem w Chinach.
- Przyjechałem, by przekonać kogoś kogo kocham do powrotu do domu. - odpowiedziałem, wlepiając wzrok w szybę.
- Dziewczyna od pana uciekła?
- Nie do końca.. - odpowiedziałem, lekko się uśmiechając.
- Widzi pan, wczoraj wiozłem osobę z podobnym problemem. Dałem mu prezent, taki wie pan, naszyjnik, żeby dał swojej ukochanej. Tamten pan bał się, że ta dziewczyna nie odwzajemnia jego uczuć i po prostu uciekł, ale wie pan, ja to kazałem mu dać ten naszyjnik i wyznać miłość. Przemiły młodzieniec to był, taki jak pan. - uśmiechnąłem się szerzej.
- To widzi pan, właśnie wczoraj osoba, którą kocham wymeldowała się z hotelu i pojechała na ten dworzec.
- Naprawdę? Nie, wczoraj żadnego kursu z kobietą na ten dworzec nie miałem..
- Ale to.. mężczyzna był. - odpowiedziałem cicho. Chociaż kierowca wydawał się być bardzo miły i porządny to wcale nie oznaczało to, że tolerował homoseksualistów i mógł mnie zwyzywać od pedałów i innych takich.
- Ach, jak to świat idzie naprzód. Teraz to już nawet facet z facetem może być. - zaśmiał się, a ja poczułem ulgę. Ten kierowca naprawdę był przecudownym człowiekiem. - Jesteśmy na miejscu. Proszę pozdrowić tego chłopaka ode mnie, dałbym panu naszyjnik, ale raczej to nie wypada. Niech pan trzyma to. - dodał i rzucił we mnie jakimś malutkim różowym pudełeczkiem. Odjechał z prędkością światła, a ja rzuciłem się w stronę pociągu. Ludzie na dworcu popychali, krzyczeli, deptali mi po palcach i kilka razy miałem wrażenie, że nawet ktoś mnie ugryzł. Jakimś cudem odnalazłem właściwe połączenie i wpakowałem się do wagonu. Żeby się tam zmieścić musiałem się zgiąć w chińskie osiem, ale jakoś dotrwałem do Mudanjiang i zostałem wręcz wypchnięty z pociągu. Obolały, ale szczęśliwy rozejrzałem się po najbliższej okolicy. To tutaj dorastał Han Geng, więc poznanie jego miasta rodzinnego mogło mnie w jakiś sposób do niego zbliżyć. Przechadzałem się z uśmiechem po wąskich uliczkach tego urokliwego miasta. Większość sklepów i kawiarenek była tu przesłodka, a wystawy wręcz zmuszały żeby tam wejść.
- Heechul-ssi? - usłyszałem za sobą damski głos. Odwróciłem się szybko, aby zobaczyć kto mnie rozpoznał i ewentualnie dać autograf, jeśli to będzie fanka. Ale przede mną stała bardzo ładna kobieta, z wyglądu miała niewiele ponad 20 lat.
- My się znamy? - zapytałem, uśmiechając się lekko.
- Nie. Ale zakładam, że przyjechałeś do Han Geng'a? On mieszka u mnie, zaprowadzić cię do niego? - zapytała z tak słodkim uśmiechem przyklejonym do twarzy, iż myślałem, że dostanę od tego widoku próchnicy. Kiwnąłem tylko głową w odpowiedzi, dalej powtarzając jej słowa. „Mieszka u mnie” co to miało do cholery być? To jest jego siostra czy..Nie, to na pewno nie jest jego dziewczyna. Przecież on w liście prawie się przyznał do tego, że mnie kocha. Nie mógłby mieć dziewczyny. Po kilku minutach marszu dotarliśmy do typowego chińskiego domu bogatych ludzi. Przez niewielką bramę weszliśmy do ogrodu. Kobieta, która mnie tu przyprowadziła wydarła się coś w stronę otwartego okna po chińsku, zgadywałem, że zawołała Han Geng'a, bo po kilku sekundach jego rozczochrana głowa wynurzyła się zza drzwi. Jego mina, kiedy mnie zobaczył, nie zaliczyłbym jej do najszczęśliwszych. Niepewnie podszedł do mnie, zostawiając jednak dość sporą przestrzeń między nami. Powiedział coś do tej wstrętnie słodkiej dziewczyny, ta coś odpowiedziała, patrząc na mnie krzywo, on krzyknął i w końcu laska poszła, trzaskając drzwiami. Nic się nie odzywał, patrzył w czubki swoich butów i trzymał ręce mocno wciśnięte w kieszenie.
- Nie przywitasz mnie nawet? - zapytałem i poczułem jak szczęście ulatnia się ze mnie jak powietrze z dziurawego balona. Nie odpowiedział mi. - Nie masz mi nic do powiedzenia? - zadałem kolejne pytanie, na które też nie uzyskałem odpowiedzi, więc i ja przestałem się odzywać. Po prostu staliśmy tak, ja patrząc na niego, a on na swoje buty.
- Heechul-ssi, ja... - zaczął, ale nie powiedział nic więcej. Głos mu się złamał. Podszedłem trochę bliżej, ale on wtedy odsunął się jeszcze dalej.
- Han Geng, po co to było? Ten list?
Znów mi nie odpowiedział, ale podniósł wzrok. Oczy miał pełne łez, widziałem to dokładnie.
- Heechul-ssi, ja.. - znów zaczął, ale nie skończył, bo ta dziewucha wybiegła z domu. Podeszła do niego, szepnęła mu coś na ucho. Ciekawe po co, i tak za cholerę nie rozumiem chińskiego. Kiedy on pochylił się żeby jej odpowiedzieć, ona go pocałowała. Wyraźnie widziałem jak jej usta złączyły się z jego. Poczułem jakby ktoś jednym ciosem złamał mi wszystkie kości. Dziewczyna popatrzyła na mnie z wyższością w oczach i wróciła do domu.
- Wracam do Korei. - tyle zdążyłem powiedzieć zanim z moich oczu poleciały pierwsze łzy. Odwróciłem się na pięcie i zacząłem iść w stronę bramy. Kiedy już wychodziłem, Han Geng objął mnie od tyłu. Tak mocno, że mógłby naprawdę połamać mi kilka kości, ale nie przejąłem się tym.
- Przepraszam, to.. skomplikowane. - wyszeptał mi do ucha i złożył motyli pocałunek na mojej szyi.
Żuchwa trzęsła mi się od płaczu i nie byłem w stanie nic powiedzieć.
- Nie wyjeżdżaj, błagam. Ja cię.. - resztę zagłuszył mi wrzask tej dziewczyny. Pogadała trochę po chińsku i znów trzasnęła drzwiami.
- Mówi, że idzie burza, więc i tak nie możesz wrócić, bo lotniska będą zamknięte. A jej matka zgadza się, żebyś został na kilka dni tutaj. Oraz coś czego wolałbym nie powtarzać. - powiedział, puszczając mnie i ocierając moje łzy. Kiwnąłem tylko głową w odpowiedzi, a on za rękę wprowadził mnie do domu. Rodzice Tang Yan i matka Han Geng'a okazali się być cudownymi ludźmi, za to ta laska.. mogłem śmiało przyznać, że jeszcze jej dobrze nie znam, a już nienawidzę. Przez całą kolację kleiła się do bruneta, a ja ledwo się powstrzymywałem żeby jej nie przyjebać. I myślałem, że gorzej być już nie może. Ale jak zawsze, kiedy się tak myśli, życie chce nam na siłę udowodnić, że i owszem, może być gorzej. Dużo gorzej. Wszyscy zaczęli się rozchodzić do pokoi, aby się przespać. Dostałem pokój tylko dla siebie, a Han Geng zaczął iść w stronę pomieszczenia, do którego weszła ta mała jędza.
- Han Geng, a ty gdzie śpisz? - zapytałem cicho, chociaż i tak nikt w tym domu nie rozumiał koreańskiego.
- Z Tang Yan. - odpowiedział przepraszającym tonem, wzrokiem błądząc po ścianach.
Nagły ból w sercu odebrał mi zdolność mówienia, a oczy zaszły łzami.
- Przepraszam. - wyszeptał, pocałował mnie w czoło i wszedł do pokoju. Wolałem nie myśleć, co się tam działo, ale koszmarne obrazy same pchały mi się do głowy. Runąłem na swoje posłanie i ledwo udało mi się powstrzymać od wybuchu płaczu. Na chuja ja tutaj przyjeżdżałem.
Heechul POV
Ranek nadchodził zdecydowanie za długo, ale kiedy tylko pierwsze promienie słońca wyłoniły się zza wysokich bloków, wyskoczyłem z łóżka. Szczęśliwy, byłem tak cholernie szczęśliwy. Nawet mycie zębów dzisiaj było jakieś inne. Szybko wykonałem wszystkie poranne czystości i wybiegłem z domu, nawet się nie żegnając z resztą. I tak by mnie zabili za obudzenie ich tak wcześnie. W samolocie siedziałem jak na szpilkach, co chwilę zerkając na zegarek, przez co ludzie dziwnie się na mnie patrzyli, ale każdego obdarzyłem promiennym uśmiechem. Po podniebnej podróży w końcu stałem przed hotelem w Pekinie, w którym prawdopodobnie zatrzymał się Han Geng. W podskokach wpadłem do budynku i próbowałem się czegokolwiek dowiedzieć od portiera. Przyprowadzili jakiegoś faceta, który robił za tłumacza, bo mój chiński.. do najlepszych nie należy. Jak się dowiedziałem, Han Geng, owszem, był, ale wczoraj się wymeldował i nie zostawiał żadnej wiadomości. Oczywiście, że nie, bo nie wiedział, że przyjadę. Lekko zmartwiony opuściłem hotel i z budki telefonicznej zadzwoniłem na telefon domowy Super Junior.
- Han Kyung? Heechul pojechał... - odebrał Eunhyuk.
- Hyukie, to ja, Heechul. Mogę wiedzieć czemu myślałeś, że dzwoni Han Geng? - zapytałem lekko wkurzony. Wiedziałem, że ta mała przebiegła małpa coś ukrywała ostatnio.
- Bo dopiero wstałem... zobaczyłem chiński numer i pomyślałem.. - plątał się i widocznie liczył, że mu w te bajki uwierzę, ależ głuptasek.
- Gdzie on jest?
- Nie wiem, Heechul-ssi. Naprawdę, nie wiem! - odpowiedział szybko i w głosie miał coś co bym nazwał desperacją.
- Eunhyuk, jeśli coś wiesz to masz mi powiedzieć, albo przysięgam, że osobiście skopię ci tyłek jak tylko wrócę do Korei, zrozumiałeś?!
- Hyung, ale ja.. nie chciałem..
- Gadaj.
- Mówił coś o matce, o rodzinnym mieście, ale naprawdę nie wiem czy na pewno tam jest..
- Dzięki, rozłączam się.
W tym momencie podjechała taksówka i poprosiłem kierowcę, aby podwiózł mnie na dworzec. Pan, który prowadził był strasznie gadatliwy, co mi w żadnym stopniu nie przeszkadzało, bo mówił po koreańsku. Opowiadał mi, że ostatnio sporo ludzi wozi z tego hotelu na dworzec. Zapytał dokąd się wybieram dalej w swojej podróż i właściwie dlaczego jestem w Chinach.
- Przyjechałem, by przekonać kogoś kogo kocham do powrotu do domu. - odpowiedziałem, wlepiając wzrok w szybę.
- Dziewczyna od pana uciekła?
- Nie do końca.. - odpowiedziałem, lekko się uśmiechając.
- Widzi pan, wczoraj wiozłem osobę z podobnym problemem. Dałem mu prezent, taki wie pan, naszyjnik, żeby dał swojej ukochanej. Tamten pan bał się, że ta dziewczyna nie odwzajemnia jego uczuć i po prostu uciekł, ale wie pan, ja to kazałem mu dać ten naszyjnik i wyznać miłość. Przemiły młodzieniec to był, taki jak pan. - uśmiechnąłem się szerzej.
- To widzi pan, właśnie wczoraj osoba, którą kocham wymeldowała się z hotelu i pojechała na ten dworzec.
- Naprawdę? Nie, wczoraj żadnego kursu z kobietą na ten dworzec nie miałem..
- Ale to.. mężczyzna był. - odpowiedziałem cicho. Chociaż kierowca wydawał się być bardzo miły i porządny to wcale nie oznaczało to, że tolerował homoseksualistów i mógł mnie zwyzywać od pedałów i innych takich.
- Ach, jak to świat idzie naprzód. Teraz to już nawet facet z facetem może być. - zaśmiał się, a ja poczułem ulgę. Ten kierowca naprawdę był przecudownym człowiekiem. - Jesteśmy na miejscu. Proszę pozdrowić tego chłopaka ode mnie, dałbym panu naszyjnik, ale raczej to nie wypada. Niech pan trzyma to. - dodał i rzucił we mnie jakimś malutkim różowym pudełeczkiem. Odjechał z prędkością światła, a ja rzuciłem się w stronę pociągu. Ludzie na dworcu popychali, krzyczeli, deptali mi po palcach i kilka razy miałem wrażenie, że nawet ktoś mnie ugryzł. Jakimś cudem odnalazłem właściwe połączenie i wpakowałem się do wagonu. Żeby się tam zmieścić musiałem się zgiąć w chińskie osiem, ale jakoś dotrwałem do Mudanjiang i zostałem wręcz wypchnięty z pociągu. Obolały, ale szczęśliwy rozejrzałem się po najbliższej okolicy. To tutaj dorastał Han Geng, więc poznanie jego miasta rodzinnego mogło mnie w jakiś sposób do niego zbliżyć. Przechadzałem się z uśmiechem po wąskich uliczkach tego urokliwego miasta. Większość sklepów i kawiarenek była tu przesłodka, a wystawy wręcz zmuszały żeby tam wejść.
- Heechul-ssi? - usłyszałem za sobą damski głos. Odwróciłem się szybko, aby zobaczyć kto mnie rozpoznał i ewentualnie dać autograf, jeśli to będzie fanka. Ale przede mną stała bardzo ładna kobieta, z wyglądu miała niewiele ponad 20 lat.
- My się znamy? - zapytałem, uśmiechając się lekko.
- Nie. Ale zakładam, że przyjechałeś do Han Geng'a? On mieszka u mnie, zaprowadzić cię do niego? - zapytała z tak słodkim uśmiechem przyklejonym do twarzy, iż myślałem, że dostanę od tego widoku próchnicy. Kiwnąłem tylko głową w odpowiedzi, dalej powtarzając jej słowa. „Mieszka u mnie” co to miało do cholery być? To jest jego siostra czy..Nie, to na pewno nie jest jego dziewczyna. Przecież on w liście prawie się przyznał do tego, że mnie kocha. Nie mógłby mieć dziewczyny. Po kilku minutach marszu dotarliśmy do typowego chińskiego domu bogatych ludzi. Przez niewielką bramę weszliśmy do ogrodu. Kobieta, która mnie tu przyprowadziła wydarła się coś w stronę otwartego okna po chińsku, zgadywałem, że zawołała Han Geng'a, bo po kilku sekundach jego rozczochrana głowa wynurzyła się zza drzwi. Jego mina, kiedy mnie zobaczył, nie zaliczyłbym jej do najszczęśliwszych. Niepewnie podszedł do mnie, zostawiając jednak dość sporą przestrzeń między nami. Powiedział coś do tej wstrętnie słodkiej dziewczyny, ta coś odpowiedziała, patrząc na mnie krzywo, on krzyknął i w końcu laska poszła, trzaskając drzwiami. Nic się nie odzywał, patrzył w czubki swoich butów i trzymał ręce mocno wciśnięte w kieszenie.
- Nie przywitasz mnie nawet? - zapytałem i poczułem jak szczęście ulatnia się ze mnie jak powietrze z dziurawego balona. Nie odpowiedział mi. - Nie masz mi nic do powiedzenia? - zadałem kolejne pytanie, na które też nie uzyskałem odpowiedzi, więc i ja przestałem się odzywać. Po prostu staliśmy tak, ja patrząc na niego, a on na swoje buty.
- Heechul-ssi, ja... - zaczął, ale nie powiedział nic więcej. Głos mu się złamał. Podszedłem trochę bliżej, ale on wtedy odsunął się jeszcze dalej.
- Han Geng, po co to było? Ten list?
Znów mi nie odpowiedział, ale podniósł wzrok. Oczy miał pełne łez, widziałem to dokładnie.
- Heechul-ssi, ja.. - znów zaczął, ale nie skończył, bo ta dziewucha wybiegła z domu. Podeszła do niego, szepnęła mu coś na ucho. Ciekawe po co, i tak za cholerę nie rozumiem chińskiego. Kiedy on pochylił się żeby jej odpowiedzieć, ona go pocałowała. Wyraźnie widziałem jak jej usta złączyły się z jego. Poczułem jakby ktoś jednym ciosem złamał mi wszystkie kości. Dziewczyna popatrzyła na mnie z wyższością w oczach i wróciła do domu.
- Wracam do Korei. - tyle zdążyłem powiedzieć zanim z moich oczu poleciały pierwsze łzy. Odwróciłem się na pięcie i zacząłem iść w stronę bramy. Kiedy już wychodziłem, Han Geng objął mnie od tyłu. Tak mocno, że mógłby naprawdę połamać mi kilka kości, ale nie przejąłem się tym.
- Przepraszam, to.. skomplikowane. - wyszeptał mi do ucha i złożył motyli pocałunek na mojej szyi.
Żuchwa trzęsła mi się od płaczu i nie byłem w stanie nic powiedzieć.
- Nie wyjeżdżaj, błagam. Ja cię.. - resztę zagłuszył mi wrzask tej dziewczyny. Pogadała trochę po chińsku i znów trzasnęła drzwiami.
- Mówi, że idzie burza, więc i tak nie możesz wrócić, bo lotniska będą zamknięte. A jej matka zgadza się, żebyś został na kilka dni tutaj. Oraz coś czego wolałbym nie powtarzać. - powiedział, puszczając mnie i ocierając moje łzy. Kiwnąłem tylko głową w odpowiedzi, a on za rękę wprowadził mnie do domu. Rodzice Tang Yan i matka Han Geng'a okazali się być cudownymi ludźmi, za to ta laska.. mogłem śmiało przyznać, że jeszcze jej dobrze nie znam, a już nienawidzę. Przez całą kolację kleiła się do bruneta, a ja ledwo się powstrzymywałem żeby jej nie przyjebać. I myślałem, że gorzej być już nie może. Ale jak zawsze, kiedy się tak myśli, życie chce nam na siłę udowodnić, że i owszem, może być gorzej. Dużo gorzej. Wszyscy zaczęli się rozchodzić do pokoi, aby się przespać. Dostałem pokój tylko dla siebie, a Han Geng zaczął iść w stronę pomieszczenia, do którego weszła ta mała jędza.
- Han Geng, a ty gdzie śpisz? - zapytałem cicho, chociaż i tak nikt w tym domu nie rozumiał koreańskiego.
- Z Tang Yan. - odpowiedział przepraszającym tonem, wzrokiem błądząc po ścianach.
Nagły ból w sercu odebrał mi zdolność mówienia, a oczy zaszły łzami.
- Przepraszam. - wyszeptał, pocałował mnie w czoło i wszedł do pokoju. Wolałem nie myśleć, co się tam działo, ale koszmarne obrazy same pchały mi się do głowy. Runąłem na swoje posłanie i ledwo udało mi się powstrzymać od wybuchu płaczu. Na chuja ja tutaj przyjeżdżałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz